Śmiało mogę nazwać tusz L'Oreal Volume Million Lashes So Couture moim ulubionym- ma mnóstwo plusów i nie widzę w nim żadnego minusa! :)
Jego opakowanie według mnie jest eleganckie- chyba jest to pierwszy tusz o którym mogę tak napisać. Bardzo podoba mi się też to, że nie musiałam o jego szyjkę wycierać nadmiaru tuszu ze szczoteczki przez co okazało się, że rano zaoszczędzało mi mnóstwo czasu z czego wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Szyjka też nie była taka brudna przez co nie musiałam jej co chwilę przecierać by mieć 100 % pewności, że tusz jest dobrze zabezpieczony i nie wysycha.
Wystarczył mi na 2 miesiące- zużyłam go od a do z, a zdarza mi się to rzadko, bo poprzednie przeważnie na tyle gęstniały, że zaczynały sklejać i się kruszyć i nie dało się ich używać. Jego konsystencja była taka sama przez cały czas od otwarcia, czyli ani za mokra ani za sucha- coś pomiędzy.
Gdy zobaczyłam pierwszy raz tę szczoteczkę to pomyślałam, że chyba się nie polubimy, bo ja lubię duże i masywne, a ta jest mała i wąska. Niemniej jednak pozytywnie się zaskoczyłam, bo docierała do każdej rzęsy i nie ubrudziłam sobie nią ani razu powieki, nie włożyłam szczoteczki do oka co niestety mi się czasem zdarzało :)
A teraz do sedna: bardzo ładnie pogrubia rzęsy i nie skleja ich- o ile nie przesadzimy z ilością warstw, ale to jak w przypadku każdego tuszu. Dość szybko można uzyskać dzięki niemu efekt pogrubionych i ciut podkręconych rzęs, nie trzeba się przy nim napracować dla ładnego efektu. Ani razu mi się nie osypał, nie zrobił pandy, a jego czerń jest nasycona.
Minusów nie widzę:)
P.S. Podejrzewam, że gdybym używała tuszu tylko dla lekkiego podkreślenia rzęs, czyli jednej warstwy starczyłby mi na kilka miesięcy dłużej.