29 czerwca 2015

Ecolab: balsam przywracający równowagę do przetłuszczających się włosów

Dość niedawno pojawiła się w sprzedaży nowa marka rosyjska Ecolab- ma bardzo ciekawe składy i przystępne ceny. Jako pierwsze kosmetyki kupiłam balsam do włosów, który będzie bohaterem dzisiejszego postu i szampon peruwiański, za którego testy biorę się niedługo.


Producent: "Balsam jest przeznaczony do pielęgnacji szybko przetłuszczających się włosów. Zawiera ponad 97,2 % składników pochodzenia roślinnego- organiczne ekstrakty i oleje- pigwy, werbeny, imbiru, oczaru wirginijskiego. Balsam nie zawiera parabenów i siikonów."

Opakowanie plastikowe o pojemności 200 ml z pompką, co uważam za bardzo dobre rozwiązanie. Po pierwsze jest to bardzo wygodne, a po drugie po jego zużyciu na pewno przyda mi się ono, bo chętnie przeleję do niego jakąś inną odżywkę czy maskę. 
Spodziewałam się, że będzie dość niewydajny, ale wystarczył mi na ponad 10 razy co przy obecnej długości moich włosów tj. do pasa to świetny wynik:)

Zapach jest oryginalny, jeszcze nigdy się z nim nie spotkałam i ciężko mi go dookreślić, aczkolwiek mam w ogrodzie pigwę i porównałbym go z czymś podobnym. Jest dość intensywny, ale nie utrzymuje się na włosach.


Moja opinia. Ostatnio uświadomiłam sobie, że 90 % moich odżywek i masek do włosów ma składy typowo proteinowe i brak mi trochę czegoś stricte nawilżającego, a ten balsam był taką przyjemną odskocznią. Przede wszystkim warto podkreślić, że w ogóle nie obciąża włosów, ale przy tym wyraźnie nawilża włosy i sprawia, że są o wiele bardziej miękkie oraz puszyste. Mogłoby się wydawać, że jest dość przeciętny, ale ma w sobie coś dzięki czemu bardzo go polubiłam i wiem, że to nie jest ostatnia sztuka w mojej kolekcji. Wystarczy, że potrzymałam go na włosach dosłownie 5 minut i już mogłam się cieszyć ten efektem. Sprawdziłam oczywiście jak zareaguje na niego moja skóra głowy i zauważyłam, że trochę się uspokoiła po tym jak jeden z szamponów lekko ją podrażnił, przy tym nie spowodował szybszego przetłuszczania się włosów.


Skład:
wywar z białej herbaty, olej jojoba, ekstrakt z pigwy, ekstrakt z pomarańczy bergamotki, gliceryna, ekstrakt z werbeny, ekstrakt z imbiru.

Słyszałyście o tej marce?:)

26 czerwca 2015

Orientana: orientalne bogate masło do ciała trawa cytrynowa i żywokost

Dziś recenzja mojego pierwszego kosmetyku do ciała z Orientany, czyli marki, która od dawna wzbudzała moją sporą ciekawość. Niestety nie był to udany romans i gdyby nie fakt, że mam  w zapasach jeszcze masło w wersji róża i liczi oraz różany tonik nie byłabym pewna czy sięgnę po coś jeszcze.

Opakowanie to słoiczek zabezpieczony folią o pojemności 100 ml, czyli maluszek. Mimo tak niewielkich gabarytów masło wydobywało mi się dobrze aż do ostatniej aplikacji. 

Zapach. Muszę przyznać, że uwielbiam zapach trawy cytrynowej, więc ten kosmetyk od bardzo dawna interesował mnie właśnie z tego powodu. Po zdjęciu folii zabezpieczającej uderzył mnie naprawdę ostry, wyrazisty i bardzo intensywny zapach trawy cytrynowej. Początkowo ta wyrazistość trochę mi przeszkadzała, ale bardzo szybko stała się zaletą tego masła.


Moja opinia. Masło ma gęstą konsystencję, ale bardzo dobrze rozsmarowuje się je na ciele i równie dobrze się wchłania nie zostawiając żadnych smug. 

I niestety na tym kończą się jego zalety... Pierwszy raz użyłam go po goleniu- skóra nie była podrażniona ani przesuszona, a efekt po zastosowaniu tego masła zaskoczył mnie, ponieważ skóra zaczęła mnie dość mocno piec. Obawiałam się czy będzie zaczerwieniona, ale nic takiego nie miało miejsca. Wtedy myślałam, że może skóra zareagowała tak wyjątkowo i że nie będę stosować tego masła bezpośrednio po goleniu. Następny raz kiedy sięgnęłam po to masło skóra również mnie piekła, ale w trochę mniejszym stopniu. Kiedy odpuściłam używanie go przez 2 dni pod rząd pieczenie po jego zastosowaniu było porównywalne do tego za pierwszym razem. Kiedy używałam go codziennie praktycznie nie odnotowywałam pieczenia, ale dla mnie z uwagi na jego pojemność mija się to z celem. Jestem w stanie więcej zapłacić za mazidło do ciała pod warunkiem, że nawilża ono na tyle długotrwale, że spokojnie mogę po nie sięgnąć raz w tygodniu, jak np. po masła The Body Shop.

Jak się domyślacie nawilżenia nie odnotowałam, więc swojego podstawowego zadania nie spełnił kompletnie. Dobrze, że sięgnęłam po niego latem kiedy moja skóra nie jest tak wymagająca jak zimą, bo wtedy obawiałabym się czy nie przesuszyłby mi jakoś mocniej skóry.


skład jest bardzo ciekawy, bo zawiera: olej słonecznikowy, masło kokum, sok z aloesu, glicerynę, maśło shea, olej z grapefruita, ekstrakt z żywokostu, olej sezamowy, olej z gorzkiej pomarańczy, olej z kiełków pszenicy, olej z trawy cytrynowej, olejek z skórki cytryny, witamina E, ekstrakt z kurkumy, olej z jałowca- jak więc wytłumaczyć takie działanie tego masła?

Biorąc pod uwagę, że masło to w cenie regularnej kosztuje 34 zł, a jego pojemność to tylko 100 ml, a wystarczył mi na jakieś 14-15 aplikacji (wyłącznie na nogi) to niestety nie sposób mi go polecić nawet fankom trawy cytrynowej, bo jednak zapach to nie wszystko.

24 czerwca 2015

Bania Agafii: peeling masaż do ciała z pestkami maliny arktycznej

W zapasach mam kilka saszetek z Banii Agafii i postanowiłam je stopniowo zacząć zużywać. Najbardziej interesował mnie ten peeling, bo spodziewałam się bardzo ładnego zapachu i byłam niezmiernie ciekawa jak spiszą się te pestki z maliny. Czy się sprawdził?


Opakowanie to saszetka o pojemności 100 ml, której zaletą jest to, że zajmuje mało miejsca i można ją spokojnie ze sobą zabrać np. na wyjazd. Możemy po nie sięgać tyle razy ile chcemy, ponieważ ma wygodną nakrętkę. Taka saszetka wystarczyła mi na ok. 5 peelingów.

Zapach mnie bardzo rozczarował, ponieważ nie jest owocowy i świeży tak go sobie wyobrażałam, tylko bliżej nieokreślony (na siłę można go określić jako lekko owocowy) i jest chemiczny.


Moja opinia. Pierwsze użycie tego peelingu spowodowało, że uznałam go niemal za identyczny, jak ten ten już wycofany z Alterry z pestkami figi i żurawiny- z tą różnicą, że tamten pachniał obłędnie. Pod względem działania jestem nim mocno rozczarowana, ponieważ nie czuję żadnej różnicy po jego użyciu- skóra nie jest nawet minimalnie gładsza. Sam masaż jest bardzo delikatny z uwagi na to, że te pestki nie są w ogóle ostre. Mam wrażliwą skórę i myślę, że jeśli ktoś nie może używać niemal żadnych peelingów, bo praktycznie każdy go podrażnia to ten peeling powinien go zadowolić.


Skład:
olej z nagietka, pestki maliny arktycznej, olej z rokitnika, olej cedrowy, olej z amarantusa, olej z rumianku po zapachu witamina E.

Podsumowując peeling ten może być pewną kosmetyczną ciekawostką, ale na pewno nie spełnia on jakiejś użytecznej roli. Z pewnością rozczaruje każdą fankę ostrych peelingów, skoro mnie jako osobę gustującą w tych średnich nie zadowolił.

Znacie go bądź jakieś inne saszetkowe kosmetyki z Banii Agafii?:)

21 czerwca 2015

Himalaya Herbals: proteinowy szampon dodający objętości i puszystości

Markę Himalaya do tej pory znałam tylko dzięki pastom do zębów, które notabene bardzo lubię, a tym razem postanowiłam wypróbować czegoś do włosów. Skusił mnie ten proteinowy skład, który jak przewidywałam moje włosy polubiły.

Producent: "Unikalna formuła przeznaczona do pielęgnacji matowych i przetłuszczających się włosów. Bardzo skutecznie myje, nadając włosom objętość i puszystość."

Opakowanie jest dość malutkie, ponieważ ma tylko 200 ml- chyba już się przyzwyczaiłam do tych 400 ml butli rosyjskich szamponów. Butelka jest bardzo smukła, otwarcie ma dość oryginalne czym zwraca na siebie uwagę. Mimo to jest dość wydany, ponieważ po użyciu ok. 6 razy zostało mi go ciut mniej niż połowa.

Konsystencja jest gęsta i perłowa. Pachnie bardzo przyjemnie- trochę kwiatowo, uwielbiam jego zapach.


Moja opinia: zawsze podkreślałam to, że nie zależy mi na tym by uzyskać jakąś oszałamiającą objętość, chociaż puszystość jak najbardziej lubię i dążę do niej. Nie spodziewałam się więc w tej materii jakiś cudów, ale obie te rzeczy u siebie odnotowałam. Objętość jest wyraźnie zauważalna. Dodatkowo włosy są bardzo miękkie i puszyste. Dobrze oczyszcza włosy, ale nie przedłuża ich świeżości, ponieważ jak musiałam je myć codziennie tak w dalszym ciągu tak jest, ale przy tym ich w ogóle nie obciąża, nie powoduje w miarę upływu czasu przyklapu. Włosy po użyciu nie są splątane. Dodatkowym plusem jest to, że nie muszę po jego zastosowaniu używać odżywki, ale gdy sięgnę np. po maskę, którą lubię czy jakaś fajną odżywkę mam włosy, z których jestem bardzo zadowolona.


Skład:
niestety dość długi i sporo chemii, ale brak SLES i SLS, przed zapachem nie ma żadnego ekstraktu dopiero po nim znajdziemy glicerynę, syrop kukurydziany, ekstrakt z ciecierzycy, ekstrakt z korzenia lukrecji, ekstrakt z mydleńca. Aczkolwiek ten skład to dowód na to, że nawet średni skład może zaskoczyć.

Szampon nie należy do najtańszych, ponieważ trzeba zapłacić za niego ok. 14 zł, ale u mnie sprawdził się na tyle dobrze, że z pewnością kupię go jeszcze niejeden raz.

Miałyście styczność z tą marką?:)

20 czerwca 2015

Baikal Herbals: krem pod oczy "Kolagenowe Serum"

Baikal Herbals to moja ulubiona rosyjska marka- wszystkie kosmetyki, z którymi do tej pory miałam styczność stawały się od razu moimi ulubieńcami. Niemniej jednak od zasady zawsze bywają wyjątki i tak właśnie jest z tym kremem pod oczy.

Producent: "Kolagenowe serum pod oczy stworzone na bazie ekstraktów z roślin Bajkału. Krem intensywnie pielęgnuje skórę powiek pomagając na długo zachować jej sprężystość i młodość. Roślinny kolagen przywraca skórze elastyczność, wygładza zmarszczki Niebieski Len odżywia i uspokaja skórę. Lilia daurska doskonale tonizuje skórę. Organiczny ekstrakt z aloesu jest świetnym środkiem przeciwzapalnym, rozszerza naczynia włosowate, posiada właściwości regenerujące, nawilża suchą skórę. Organiczny olej z szałwii poprawia proces odbudowy kolagenu w skórze, przywracając jej sprężystość. Dzięki naturalnym aktywnym składnikom krem likwiduje drobne zmarszczki wokół oczu, wygładza skórę i przywraca jej jędrność, Spojrzenie nabiera blasku młodości."

Krem zapakowany jest w kartonik, który jak każdy kosmetyk tej marki jest zaklejony zarówno z dołu, jak i z góry. Opakowanie ma bardzo wygodną pompkę, która dozuje małą ilość produktu. Bardzo podoba mi się szata graficzna kosmetyków BH, te kwiaty są śliczne.

Krem jest bezzapachowy.

 
Już kilka razy wspominałam o tym, że mam bardzo duży problem z doborem kremu pod oczy, który by mnie nie uczulał. Niestety ten również mnie rozczarował, ponieważ puchną mi po nim powieki i okolice pod oczami i poranki, po jego użyciu przed pójściem spać, nie należały niestety do udanych. Podobnie gdy użyłam go rano za chwilę już miałam spuchnięte okolice oczu. Dodatkowo się nie wchłania tylko pozostawia taką charakterystyczną warstewkę i co najdziwniejsze roluje się dość mocno. Niestety recenzja jest dość krótka z uwagi na to, że nic więcej nie jestem w stanie o nim napisać, bo gdyby chociaż się wchłaniał mogłabym coś napisać o nawilżeniu czy ujędrnieniu.

Skład:
zawiera olej lniany, ekstrakt z lilii durskiej, ekstrakt z aloesu, olej z szałwii, glicerynę, hydrolizowane proteiny pszenicy, hydrolizowane proteiny ryżu.

Jakie są Wasze ulubione kremy pod oczy?:) Mi chodzi po głowie by kupić Alterrę Winogrona i Biała Herbata  i Tołpę Green z serii Nawilżenie nawilżający łagodzący krem pod oczy.

17 czerwca 2015

Jedwabista odżywka do włosów z mleczkiem z owsa Yves Rocher

Jedwabista odżywka Yves Rocher z owsem zbiera skrajne opinie, ponieważ jedni ją lubią a inni tak jak ja uważają ją za nieporozumienie.

Producent: "Jej aksamitna konsystencja pielęgnuje włosy suche nie obciążając ich. Włosy stają się delikatne, łatwiejsze do rozczesania, pełne blasku.Formuła bez parabenów. Testowana pod kontrolą dermatologiczną. Składniki pochodzenia roślinnego: mleczko z owsa i olejek ze słodkich migdałów pochodzące z ekologicznych upraw."

Opakowanie wykonane z miękkiego plastiku, otwierane na klik. Plus za to, że widać zużycie, bo pojemność odżywki to tylko 150 ml, więc jej koniec mógłby być zaskoczeniem :) 

Zapach przypomina mi mleczko owsiane. 

Konsystencja jest średniej gęstości, sama odżywka jest dość wydajna. Starczyła mi na 5-6 razy.


Moja opinia. Kiedy pierwszy raz jej użyłam odniosłam wrażenie, że jest lepsza niż ta olejem arganowym też z Yves Rocher (klik). Po skończeniu całego opakowania nie mogę jej nawet określić mianem przeciętnej podobnie jak tamtą. Odniosłam wtedy mylne wrażenie, bo użyłam jej wraz z szamponem z Natura Siberica z efektem laminowania, który też testowałam pierwszy raz i to on okazał się taki dobry. Każde następne użycie jej nie przynosiło już żadnych efektów- ani nie były bardziej miękkie, o nawilżeniu nie było mowy, o wygładzeniu również. Nawet nie rozczesywały się łatwiej. W skrócie rzecz ujmując- odżywka ta nie robi dosłownie nic i jest to strata 9,90 zł, ponieważ za tę cenę mogę mieć o wiele lepsze odżywki.

Skład:
przed zapachem znajduje się olej ze słodkich migdałów i mleczko z owsa, po nim hydrolizowane proteiny pszenicy i pantenol.

Podsumowując mogę stwierdzić, że chyba nie stanę się miłośniczką kosmetyków do włosów z Yves Rocher.

16 czerwca 2015

Kosmetyki do makijażu, których ostatnio najczęściej używam

Witajcie, dzisiaj post bez recenzji, za to zbiorczo pokażę po co ostatnio najczęściej sięgam robiąc makijaż.

1) Podkład Easy Match Make Up Manhattan- pierwsze podejście do niego kilka miesięcy temu było nieudane, ale teraz całkowicie zmieniłam o nim zdanie i pretenduje nawet do miana mojego ulubionego podkładu (recenzję napiszę wkrótce)
2) Paletka Makeup Revolution Iconic 3- ta paletka ma moje ukochane kolory: brązy, róże i złoto
3) Puder Elf Complexion Perfection, czyli puder wyrównujący koloryt skóry- znaleziony w torebce, której nie nosiłam już trochę czasu co  niezmiernie mnie ucieszyło, bo byłam pewna, że go zgubiłam... Jest idealny!
4) Eyeliner Makeup Revolution- używam go od jesieni i jeszcze nie zmienił swojej konsystencji i jest tak wydany, że końca nie widać
5) Baza pod cienie Ingrid- zużywam już drugie opakowanie i póki co nie zmienię na inną (recenzja)
6) Róż Ladycode- bardzo ładnie komponuje się z cieniami Iconic 3 i ciężko z nim przesadzić (recenzja)
7 i 8) Tusz L'oreal Volume Million Lashes i tusz do rzęs Celia- nie będę o nich teraz szczerzej wspominać, ponieważ niedawno o nich pisałam (recenzje: tusz L'oreal i tusz Celia)
9) Żel do brwi Makeup Revolution I heart makeup Tint My Brows- bardzo jasny kolor, więc jest dla mnie idealny :) 

Ostatnio jedynie nie sięgam po rozświetlacz- a jak wygląda Wasz makijaż? Więcej czy mniej kosmetyków?:)

13 czerwca 2015

Bania Agafii cedrowe mydło do ciała i włosów

Zapewne większość z Was czytała już o mydle cedrowym Banii Agafii, akurat zbiera on bardzo dobre opinie. Moja niestety będzie raczej negatywna, podobnie było w przypadku jego miodowego brata, o którym pisałam tutaj.

Opakowanie to standardowo mój ulubiony słoiczek, w którym można sobie pogrzebać, dokładnie widzimy zużycie i dodatkowo można go zużyć do samego końca.

Pachnie cedrem, dosłownie jakby się było w środku lasu. Nie utrzymuje się on na włosach ani ciele.

Konsystencja jest mocno ciągnąca, przypomina trochę smar i wydobywając to mydło czuję się trochę jak małe dziecko trochę bawiąc się nią :)

Moja opinia.  Piękny bursztynowy kolor bardzo zachęcał do wypróbowania, ale pomimo kilku plusów jest jeden minus, który powoduje, że przekreślam ten produkt. Przechodząc do rzeczy to z oczyszczaniem radzi sobie bardzo dobrze, bardzo łatwo jest go spienić przy czym wystarczy naprawdę niewielka ilość do umycia włosów. Po umyciu są miękkie i niesplątane. 
Używałam go już około 10 razy w roli szamponu i muszę przyznać, że za każdym razem pod wieczór miałam tę samą przykrą niespodziankę dzięki niemu, czyli mocno przetłuszczone włosy... Myję włosy codziennie i o ile spodziewam się wstać już z przetłuszczonymi włosami, gdy pominę mycie wieczorem to jeśli moje włosy wyglądają już mocno nieświeżo na następny dzień o 18 to jest coś bardzo nie w porządku... Wiadomo, że jest to bardzo niekomfortowe, bo o ile wracam w miarę wcześnie do domu to nie widzę problemu, ale jeśli mam coś do załatwienia wieczorem to czuję się fatalnie z takimi włosami- jak "niechluj".
Jeśli chodzi o mycie ciała to oczywiście zmęczę go w tej roli, ale wolę jednak klasyczne żele pod prysznic, jakoś nie mogę się przekonać do tej formy myjadeł.

Skład:
przepraszam za nieczytelny skład, ale sprzedawcy niestety oszczędzają na etykietach i przyklejają te papierowe :(

Mam jeszcze do zużycia mydło kwiatowe Babuszki Agafii i z Ecolab szamaragdowe- oby jednak się sprawdziły lepiej niż miodowe i dzisiejszy cedrowy bohater.

Miałyście styczność z takim mydłem?:)

11 czerwca 2015

GorVita żel aloesowy, czyli kosmetyk bez którego już nie umiem się obejść

Dziś recenzja żelu aloesowego z GorVity, który zainteresował wiele z Was gdy pojawiał się w zakupach majowych, a kupiłam wtedy kolejną tubkę na zapas robiąc zamówienie na dozie.

Opakowanie o pojemności 150 ml, posiada otwarcie na klik, które lekko się otwiera. Ma spory otwór dzięki, któremu jednorazowo możemy wycisnąć więcej produktu, ale nie zdarzyło mi się nigdy wycisnąć go zbyt dużo z uwagi na to, że plastik jest bardzo miękki. Wadą dla mnie jest to, że nawet pod światło nie widzę ile mi zostało tego żelu, a samo opakowanie jest dość lekkie i nie potrafię faktycznie wyczuć kiedy dobije dna.

Jest bezzapachowy.

Włosy
Kupiłam go z myślą o nawilżaniu skóry głowy, która sprawiała mi bardzo dużo problemów w ostatnim czasie, ponieważ była przesuszona i odwdzięczała mi się dużo szybszym przetłuszczaniem się włosów. Ten żel stosowałam co drugi dzień po myciu i nie spowodował przyklapu, obciążenia ani dużo szybszego przetłuszczania się włosów. Przed myciem stosowałam go na początku bojąc się tych wszystkich wymienionych wyżej skutków, ale miałam wrażenie, że nie działa tak efektywnie mimo, że starałam się go nałożyć na minimum godzinę wcześniej. Kondycja mojej skóry głowy dzięki niemu zdecydowanie się poprawiła. Żelu dodawałam również do oleju i nakładałam później tę mieszankę na włosy, niemniej jednak okazało się, że ta mieszanka jest dla mnie trochę zbyt obciążająca i zrezygnowałam z tego połączenia. Aczkolwiek polecam spróbować tego komuś kto ma naprawdę suche włosy, ponieważ czuję, że może to pomóc je szybciej zregenerować :)

Twarz
Jeśli chodzi o twarz to padam przed nim na kolana i oddaję mu wszelkie honory- serio. Przesuszyłam sobie twarz żelem do mycia twarzy z olejkiem herbacianym (tak, tak chciałam go zużyć, bo był dołączony do pudełka PinkJoy- o ile je pamiętacie ;-). Przy każdym grymasie twarzy mogłam powiedział ała! Ten żel w połączeniu z kwasem hialuronowym pozwolił mi dosłownie zregenerować skórę, a początkowo stosowałam go nawet trzy razy dziennie, w tym raz z dodatkiem kwasu. Na chwilę obecną stosuję go co rano pod makijaż- bardzo polubiłam to jego szybkie nawilżenie i wygładzenie twarzy. W ogóle się nie lepi, wchłania się całkowicie. Wieczorem stosuję go pod krem. Nie zapycha, łagodzi podrażnienia, czuć po nim wyraźną ulgę.

Skład:
oprócz ekstraktu z aloesu znajdziemy w składzie glicerynę i ekstrakt z żywokostu lekarskiego

Znacie go albo jakiś podobny kosmetyk? Chętnie bym wypróbowała coś podobnego :)

9 czerwca 2015

Szampony Organic People: zdrowy blask i naturalna objętość

Marka Organic People była dla mnie najmniej znaną spośród tych rosyjskich, stąd też bardzo chciałam wypróbować jakieś kosmetyki i wybór padł na szampony. Jeden się u mnie sprawdził dobrze, a drugi zaś zupełnie przeciwnie.


Producent o szamponie zdrowy blask: "Szampon delikatnie oczyszcza, stymuluje wzrost włosów i przywraca im siłę i blask. Wzmacnia cebulki i sprawia, że włosy pięknie wyglądają. Zawiera wyciąg z mięty, który nie tylko pozwala pozbyć się uporczywego łupieżu, ale stymuluje wzrost włosów. Likwiduje problem puszenia się włosów, nadaje blask i pomaga w układaniu. Ekstrakt z imbiru sprawia, że włosy stają się lśniące i zdrowe. Proteiny pszenicy dostarczają włosom kwasów tłuszczowych, witaminę E i minerały- to dzięki nim włosy stają się błyszczące i lśniące. Cynamon stymuluje przepływ krwi, dzięki czemu włosy rosną szybciej".

Producent o szamponie naturalna objętość: "Szampon zawiera organiczny wyciąg z lilii, który nada blask i objętość włosom. Ma działanie przeciwzapalne i ochronne. Olej z wiesiołka wzmacnia cebulki i włosy za pomocą nienasyconych kwasów tłuszczowych, które dostarczają aminokwasów. Odżywia i poprawia wygląd i kondycję włosów. Trawa cytrynowa ma dobry wpływ na skórę głowy, nadaje piękny aromat, który działa odświeżająco. Proteiny pszenicy dostarczają włosom kwasów tłuszczowych, witaminę E i minerały- to dzięki nim włosy stają się błyszczące i lśniące"


Opakowania o pojemności 360 ml to poręczne butelki z otworem na klik, który był odpowiedniej wielkości, ponieważ nie wylewało mi się ani za dużo szamponu, ani też nie musiałam nadmiernie długo czekać aż wydobędę odpowiednią ilość.

Zapach szamponu zdrowy blask przypominał mi imbir, a naturalna objętość kojarzyła mi się moim ukochanym zapachem trawy cytrynowej. Ogólnie oceniam je pozytywnie. 

Konsystencja obu była żelowa, wydajność oceniam jako dobrą.

Moja opinia. Zacznę od wariantu zdrowy blask, ponieważ byłam zadowolona z jego działania. Jak już kilka razy wspominałam lubię takie szampony po których użyciu nie muszę używać odżywki. Czasem zdarzają mi się takie wieczory, że będąc pod prysznicem nie myślę o niczym innym jak tylko o pójściu spać i czasem daruję sobie nałożenie już czegokolwiek po myciu. Po użyciu tego szamponu włosy były miękkie, łatwo się rozczesywały. Przez kilka pierwszych użyć gdy trzymałam go chwilkę na włosach miałam nawet wrażenie, że lekko mrowiła mnie skóra głowy dzięki zawartości m.in. mięty. Dodatkowo dobrze oczyszczał włosy, nie obciążał ich. Reasumując nie mam do niego żadnych zastrzeżeń.

Szampon naturalna objętość okazał się niestety całkowitą klapą i bardzo mnie wymęczył zanim go zdenkowałam. Ogólnie rzecz ujmując kupiłam go nie dlatego, że zależało mi na większej objętości włosów, tylko z uwagi na ciekawy skład. Okazało się, że dobrze, że się nie nastawiałam na szaloną objętość, bo otrzymałam coś zupełnie przeciwnego... Włosy były po jego użyciu mocno oklapnięte, bez życia, obciążone, strączkowały się, wyglądały na nieumyte i dodatkowo zostawiał lepki film na włosach.


 Skład szamponu zdrowy blask:
zawiera ekstrakt z mięty, imbiru, cynamonu i proteiny pszenicy

Skład szamponu naturalna objętość:
zawiera ekstrakt z lilii, olej z wiesiołka, olej z trawy cytrynowej i proteiny pszenicy

Szampon można nabyć w cenie już od 17 zł. Dajcie znać, które z marek rosyjskich są waszymi ulubionymi :)

7 czerwca 2015

Nivea Diamond Gloss odżywka nadająca blask, czyli mój hit

Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział mi, że moją ulubioną odżywką zostanie ta z marki Nivea to nie uwierzyłabym. Od jakiegoś czasu nie zwracam uwagi na drogeryjne kosmetyki do włosów, ale typowo proteinowy skład tej przekonał mnie do zakupu i był to strzał w 10! :)


Opakowanie to twardy plastik, z którego dość ciężko wyciska się odżywkę, ale pod koniec można ją odkręcić i wydobyć do samego końca. Pod światło dokładnie widać jej stopień zużycia. 

Ma intensywny zapach, powiedziałabym, że typowy dla kosmetyków do włosów, przypomina mi taki z salonu fryzjerskiego. Jest trudny do zidentyfikowania, ale mi się bardzo podoba. Utrzymuje się ona włosach.

Jest dość gęsta co przekłada się na jej większą wydajność- na moje włosy do pasa wystarczyła mi na jakieś 7-8 razy.


Moja opinia. Odżywka Diamond Gloss bardo pozytywnie mnie zaskoczyła, według mnie działa lepiej i bardziej intensywnie niż niejedna maska do włosów! Efekty jej działania widzę zarówno po nałożeniu jej na 5 minut, ale najbardziej spektakularne otrzymuję po 20 minutach i tak staram się ją przetrzymywać. W ogóle nie obciąża mi włosów, za to powoduje, że są gładkie, lejące i bardzo miękkie. Właśnie najbardziej ją lubię za to intensywne wygładzenie, a włosy są bardzo śliskie i zadbane. I faktycznie widzę większy blask na włosach niż zazwyczaj.

Jeśli wasze włosy lubią proteiny to myślę, że tak jak w moim przypadku będzie to strzał w 10, a jeśli nie to podejrzewam, że prędzej otrzymacie efekt matowych i sztywnych włosów :)

Gdybym miała ją porównać do odżywki Long Repair to bohaterkę dzisiejszego posta oceniam o wiele wyżej i dużo chętniej po nią sięgam.

Skład:
zawiera hydrolizowaną keratynę, hydrolizowany jedwab, pył diamentowy, kawas mlekowy i jeden łatwo zmywalny silikon.

Znacie ją?

5 czerwca 2015

Żel pod prysznic Le Petit Marseillais werbena i cytryna

Mimo, że mam mnóstwo zalegających recenzji kosmetyków do włosów nie chcę Was cały czas zanudzać tą tematyką i dziś kilka słów o żelu pod prysznic, którego połączenie zapachowe werbeny i cytryny idealnie trafiło w mój gust :)

Producent: "Otul się zapachem werbeny z lekką cytrusową nutą. Werbena z Le Petit Marseillais to pełna aromatu roślina rozkwitająca w promieniach prowansalskiego słońca. Jej zbiory przypadają na okres tuż przed kwitnieniem. Dojrzewająca w gorącej Sycylii cytryna używa w recepturze Le Petit Marseillais pochodzi z upraw ekologicznych, a jej organiczne olejki eteryczne są wydobywane z kory drzew cytrynowych. Wyjątkowa delikatność- formuła jakiej pragnie Twoja skóra. Le Petit Marseillais Werbena i Cytryna delikatnie oczyszcza Twoją skórę. Lekka, łatwa do spłukiwania piana pozostawia świeży, słoneczny zapach. Twoja skóra czuje się rozpieszczona- jest miękka, nawilżona i odświeżona."

Opakowanie to 400 ml butelka z otwarciem typu klik, który otwiera się bez najmniejszego problemu mokrymi dłońmi pod prysznicem. Dodatkowo pod koniec opakowania można go odwrócić bez obawy, że się przewróci. 

Zapach jest bardzo intensywny, wyczuwalne są wyraźnie i nuty werbeny i cytryny. Akurat tak się zastanawiałam gdzie znajdę jakiś żel o zapachu werbeny po wycofaniu tego z Yves Rocher i oto pojawił się ten cudak :) Aromat ten dodaje takiego pozytywnego kopa do działania, bo jest mocno odświeżający i idealnie sprawdza się w takie ciepłe dni jak np. dzisiejszy. Długo jest jeszcze wyczuwalny w łazience, niestety na skórze się nie utrzymuje.

Żel jest dość wodnisty przez co automatycznie nabieram go więcej i przekłada się to na jego gorszą wydajność. Oczyszcza skórę i pieni się dobrze, co najważniejsze nie wysusza mi skóry, ale obiecanego nawilżenia niestety również nie odnotowałam.


Skład:

Podsumowując polubiłam ten żel i dzięki jego orzeźwiającemu zapachowi używam go z dużą przyjemnością :)

3 czerwca 2015

Celia tusz do rzęs pogrubiająco-wydłużający, czyli jak używać mniejszym kosztem ulubionego tuszu

Ostatnio jakoś nie mogłam się zabrać za recenzowanie kolorówki, ale dziś chcę napisać kilka słów o tuszu do rzęs w tubce pogrubiająco-wydłużającym marki Celia, niemniej jednak nazwa jest trochę myląca, bo dla mnie jest to po prostu wypełniacz do pustego tuszu.


Producent: "Zawartość naturalnych wosków sprawia, że makijaż jest trwały i naturalny. Nie rozmazuje się i nie kruszy. Tusz nadaje rzęsom połysk i intensywny kolor, nie skleja ich." 

Z tym jak to nazywam wypełniaczem Celia miałam już styczność kilka lat temu i zużyłam kilka sztuk. Zaczynając od samego początku- jak go używam? Widziałam kilka recenzji w Internecie i zdziwiłam się, że dziewczyny za każdym razem wyciskają go bezpośrednio na szczoteczkę tuszu- ja robię to zupełnie inaczej. Wyciskam bezpośrednio z tubki do pustego opakowania po tuszu po odrobinie tego wypełniacza, potem zakręcam opakowania i wstrząsam by spłynął po ściankach i maluję się jak zwykle. Całej tubki nie da się na raz wcisnąć, bo konsystencja jest gęsta. Obecnie skończyłam ten kosmetyk i mniej więcej 5 razy musiałam uzupełniać tusz.



Moja opinia:
Jak wiecie zakochałam się w tuszu L'oreal Volume Million Lashes So Couture (recenzja tutaj), a nie chciałam kupować kolejnego opakowania, a jednocześnie mieć trochę tańszą alternatywę. Sprawdził się równie dobrze co So Couture! :) Nawet nie widziałam pomiędzy tym wypełniaczem a tuszem L'oreala większej różnicy. Konsystencja jest dość sucha, ale nie skleja rzęs nawet przy kilku warstwach. Ogromny plus za to, że nie rozmazuje się, nie robi pandy, nie kruszy się i utrzymuje cały dzień. Rzęsy są ładnie podkreślone, czerń jest głęboka.



Tusz kupiłam za 3,50 w Drogerii Wispol, dostępny tutaj :) Słyszałyście o nim?:)

1 czerwca 2015

Zakupy maj 2015

Zakupy majowe w założeniu miały być skromne, ale poniekąd mi to nie wyszło :) Całkowicie zrezygnowałam z zamawiania ShinyBoxa i na to konto kupiłam karnet na siłownię od maja. Wolę przeznaczać pieniądze na coś konkretnego niż na kota w worku i dostawianie kosmetyków, które albo mi nie pasują albo nie są mi potrzebne.

1) Żel aloesowy GorVita, którego używam namiętnie od jakiegoś czasu i nie wyobrażam sobie bez niego pielęgnacji twarzy, niedługo pojawi się jego recenzja
2) Panthenol żel GorVita- kupiony z myślą o wyjeździe wakacyjnym
3) Orientana tonik róża japońska i pandan- był na mojej wish liście, którą niedawno publikowałam (klik) i oto go mam
4) Orientana masło do ciała trawa cytrynowa i żywokost- niedługo biorę się za jego testowanie, bo nie mogę się oprzeć jego zapachowi! Również był jedną z pozycji na mojej wishliście
5) FlosLek żel ze świetlikiem i aloesem do powiek i pod oczy- uwielbiam kosmetyki z aloesem, więc go kupiłam. Nie jestem przekonana co do tego czy dobrze zrobiłam, bo czytałam żele tej marki lubią uczulać, ale nie pozostaje mi nic innego jak się przekonać na sobie
6) Płyn micelarny Tołpa- bardzo go lubię, a trafiłam na dobrą cenę

7) Maska do włosów Kallos Silk- kupiony pod wpływem impulsu, gdy wybrałam się po keratynową. W domu zobaczyłam, że ma w składzie oliwę z oliwek i mało nie padłam, bo moje włosy jej nienawidzą- mam nauczkę sprawdzać składy za każdym razem bez wyjątku.
8) Maska do włosów Kallos Keratin- skończyła mi się w kwietniu i strasznie mi jej brakowało w ostatnim czasie
9) Biały Jeleń szampon do włosów z chlorofilem- kupiony z ciekawości, bo mam deficyt szamponów
10) Himalaya szampon proteinowy do włosów tłustych- pokładam w nim spore nadzieje
11) Celebrin Sun emulsja do opalania dla dzieci SPF 50+- spodobała mi się z uwagi na skład

12) Pędzel Deni Carte HE50 skośnie ścięty
13) Pędzel Deni Carte 96 Prestige- oba te pędzle mi wpadły w oko na Cocolicie, akurat ten drugi jest mi potrzebny do podkreślania dolnej powieki
14) Eyeliner Makeup Revolution- bardzo go polubiłam to moje kolejne opakowanie
15) Szablony do brwi Ardell
16 i 17) Cienie Makeup Revolution Cappuccino i Mountains of Gold
18) The Body Shop krem do rąk dzika róża


Czerwiec pod względem zakupów zapowiada się mało optymistycznie, bo muszę niestety zacząć oszczędzać na wakacje;-(
Znacie któryś z moich nabytków?