31 października 2013

TAG: Kocham jesień

 

1. Ulubiona szminka na jesień?
Po noszeniu na ustach latem soczystych pomarańczy obecnie używam bardziej stonowanych kolorów i aktualnie jest to szminka POUT z Avonu ;) Lekki róż idealny na co dzień i przede wszystkim wyważony na uczelnię. Na drugim miejscu sławna Rimmel by Kate nr 16.


2. Ulubiony lakier na jesień? 
Ciężko mi się zdecydować na jeden kolor konkretnej marki, ale uwielbiam szarości (obecnie używam Sensique), kolor butelkowej zieleni (Wibo) i wszelkie odcienie fioletu- począwszy od intensywnych fioletów (Lovely) po bardziej stonowane (Sally Hansen) ;)


3. Co najbardziej lubisz pić jesienią?
Zdecydowanie herbatę z cytryną i miodem. I uwielbiam też chodzić do ulubionej kawiarni na latte piernikowe ;)


4. Ulubiona świeca na jesień? 
Niestety to pytanie mnie nie dotyczy, bo nie palę świec i wosków obecnie wcale. Jakieś 10 lat temu notorycznie paliłam świeczki o przeróżnych zapachach i kadzidełka o orientalnych (stąd mam teraz całkowite obrzydzenie do kosmetyków w tych nutach zapachowych). Do dziś po domu walają mi się gdzieś kadzidełka o zapachu Erotic i marihuany:D 


5. Ulubione perfumy na jesień?
Perfum używam sporadycznie, ale bardzo lubię Lolitę Lempicką jesienią (a znów bardzo mi się nie podobają Si Lolita, choć mają przepiękną butelkę), latem stawiam na Diesel Fuel for life.





6. Ulubione akcesoria na jesień?
 Jeszcze nie miałam okazji nosić ich tej jesieni, ale uwielbiam rękawiczki, zwłaszcza zamszowe;)
  

7. Gdybyś poszła na imprezę Halloween'ową za co byś się przebrała? 
Już kiedyś pisałam u Arcy Joko w odpowiedzi na pytanie w rozdaniu, że byłaby to zdecydowanie czarownica, ale taka uwodzicielska, a nie karykaturalna i przerysowana;)



Dokładnie coś w tym stylu:
zdjęcie pochodzi z loomshowroom.com


8. Jaki trend na jesień podoba Ci się najbardziej?
Beżowe kozaki na drewnianym słupku+ rozkloszowana sukienka + trencz ;) Bardzo często się tak ubieram, choć zamiast kozaków póki co są oxfordy ;) 

9. Co lubisz, a czego nie lubisz w jesieni?
Lubię zachody słońca, które często ostatnio fotografowałam, parki, w których na uliczkach leżą liście w ferii barw, a nie lubię zimnych poranków z "ciężkim" i przeszywającym powietrzem.

Zdjęcia mojego autorstwa, broń boże nie obrabiane w żadnym programie ;-)






 Tag zauważyłam po raz pierwszy u Sekretów Naszego Piękna i postanowiłam na niego odpowiedzieć, jeśli któreś z Was się również spodoba to chętnie poczytam Wasze odpowiedzi ;)  


30 października 2013

Ados Extra Long Lasting mięta nr 677

Dziś parę słów o typowo letnim kolorze, który bardzo mi pasował do pogody z ostatnich dni, która nas rozpieszczała i do apaszki w miętowe ptaki z Top Secret:) 

 

Co prawda zdjęcia pochodzą jeszcze z końca września, bo teraz przez cały październik zapuszczałam paznokcie, które się połamały, nawet widać na małym palcu lekkie nadłamanie:(

Jak już kilkukrotnie wspominałam bardzo lubię tę serię lakierów za trwałość i ogromny wybór kolorów i niewygórowaną cenę, stacjonarnie u mnie do kupienia za 6,99. 


Akurat ta mięta o numerze 677, była dość gęsta w przeciwieństwie do innych z tej serii przez co dość długo schła druga warstwa. Nie smużył, nie robił prześwitów, ale jedna warstwa była trochę niewystarczająca i konieczna była jeszcze jedna. Trwałość to 4 dni. 


Już wracam do typowo jesiennych kolorów od dziś, zwłaszcza, że mam całą masę takich kolorów, aż sama nie wiem co wybrać ;)

28 października 2013

Mod Gold i Spacey Silver: diamentowe kredki do oczu Avon

Do dotychczasowej oferty diamentowych kredek w Avonie doszły w katalogu 15/2013 dwa nowe kolory: Mod Gold i Spacey Silver.


Tak prezentowały się w katalogu: 


spodziewałam się w kwestii Mod Gold ciepłego złota, akurat taki kolor bardzo pasowałby mi do włosów i aktualnej pory roku, a jeśli chodzi o Spacey Silver nie miałam jakiś sprecyzowanych oczekiwań. 

Rzeczywistość okazała się taka:



Oba wyglądają niemalże identycznie, ciemne kolory z drobinkami, odpowiednio złotymi i srebrnymi, aczkolwiek nie są one zbyt nachalne. 

Jeśli chodzi o ogólne właściwości to są podobnie jak moje poprzednie diamentowe kredki: 
  • bardzo dobrze napigmentowane (na zdjęciu powyżej jest jedno pociągnięcie kredki)
  • miękkie, ale nie odbijają się na powiece 
  • trwałe- utrzymują się od rana do wieczora 

Nie wyglądają te swatche szczególnie atrakcyjnie, ale w oryginalnym rozmiarze wyglądały w porządku, wycinanie z twarzy odpowiedniego fragmentu robi swoje.

Na oku Mod Gold wygląda na kruczoczarną kredkę, drobinek nie widać zbytnio, nawet w sztucznym świetle trzeba się wpatrzeć.


 Po 8 godzinach:

tusz się osypał, jak widać mój Clump Defy już nie domaga ;-)


Spacey Silver jest grafitową kredką ze srebrnymi drobinkami.


Też po 8 godzinach, ale innego dnia niż na zdjęciu powyżej.
To zdjęcie tylko mi uświadamia jak bardzo potrzebuję henny.

26 października 2013

Haul: -40 % na Catrice w Hebe w dniu 26.10.

Witam;) W dniu dzisiejszym Hebe zorganizowało promocję -40% na kosmetyki Catrice, wcześniej na spokojnie się zastanawiałam co bym chciała i udałam się na 10:00 do drogerii. Szczerze mówiąc wolałabym pojechać trochę później, ale niestety musiałam załatwić kilka innych spraw, więc miałam dziś czas tylko wtedy i szybko tego pożałowałam... Złapałam tylko 2 róże, bo nie miałam szans w starciu z innymi nacierającymi sporo wyższymi dziewczynami. Za dostawanie z łokcia w głowę serdecznie podziękowałam. Zresztą serce mi się kroiło jak widziałam otwierane kosmetyki nie będące testerami, którymi masowo się "maziano".
Rozświetlacza ze stałej oferty, na który miałam ochotę nie było i podobno miało go nie być do końca dnia, więc przeszłam się do Natury i wzięłam akurat ostatni w cenie regularnej za 18,99. 
Mam nadzieję, że promocja lakierów Catrice będzie niedługo w Naturze, bo nie miałam szans żadnego zgarnąć.


 Defining Blush:
  • 030 Love and Peach 
  • 050 Apropos Aprico 
Każdy po 8,99
Rozświetlacz w cenie regularnej 18,99




050 Apropos Aprico nowy i używany równo od 15.11.2012 r. codziennie ;) Bardzo go lubię i wzięłam na zapas na wypadek gdyby go wycofali ;-)


Promocja obowiązywała z kartą Hebe. 
 
Mam nadzieję, że napiszecie mi w komentarzach czy też się dziś wybrałyście i czy też miałyście takie negatywne doświadczenia czy też nie jak ja:)

23 października 2013

Odżywka Balea kokos i kwiat tiare

Witam, post miałam zamiar naskrobać wczoraj po powrocie do domu, ale cały dzień na uczelni i inne dodatkowe obowiązki sprawiły, że wróciłam bardzo późno i już nie miałam siły kompletnie na nic:( Dziś napiszę kilka słów o odżywce Balea z kokosem i kwiatem tiare (gardenią), aczkolwiek kupiłam ją na allegro, także nie mam świadomości jak obecnie jest z jej dostępnością w drogeriach DM:) Ostatnio naszło mnie na szukanie tanich odżywek bez silikonów;)


Producent: "Delikatna odżywka do włosów farbowanych, intensywnie chroni kolor, nadaje włosom blask, sprawia, że włosy są miękkie aż po same końce. Włosy nie blakną, nie matowieją, kolor jest zachowany dzięki formule z aktywnymi filtrami UV, ekstraktem z kokosa i wyciągu z polinezyjskich kwiatów tiara. Natomiast kompleks odbudowujący z witaminą B3 i prowitaminą B5 sprawia, że włosy są gładkie."

Opakowanie o pojemności 300 ml wykonane jest z niezbyt twardego plastiku z wygodnym otwarciem, które na szczęście nie naraża mnie na połamanie paznokci ;) Pod światło widać ile odżywki jeszcze zostało. 


Odżywka jest bardzo gęsta, na samym początku miałam wręcz problem z jej spłukaniem. Także jest wydajna, wystarczyła mi na jakieś 15 użyć.

Zapach jest piękny, typowo kokosowy i słodki, aczkolwiek nie utrzymuje się na włosach ;)

 
Odżywka jest przeznaczona do włosów farbowanych, czyli nie do moich, dlatego nie odniosę się do tego jak wpływa na ich kolor, ale kupiłam ją głównie dla zapachu oraz ze względu na cenę i brak silikonów. Muszę przyznać, że po pierwszym użyciu miałam na włosach efekt wow, już przy spłukiwaniu były miękkie i gładkie, a po wyschnięciu nawilżone i błyszczące. Z każdym kolejnym użyciem już było przeciętnie- nie wpływała w jakimkolwiek stopniu na blask, na pewno nie nawilżała włosów, w zasadzie nic z nimi nie robiła. Przez pewien czas używałam jej co któreś mycie, a w momencie, w którym użyłam jej 3 dni pod rząd niesamowicie mnie rozczarowała, włosy stały się dość sianowate i wymagały częstego przeczesywania. Osobiście do mycia włosów wolę bardziej rzadkie odżywki także nie próbowałam nią ich myć. Za każdym razem trzymałam ją ok. 5 minut.

Skład

przed zapachem jest tylko pantenol, po zapachu olej słonecznikowy, alkohol, olej kokosowy, ekstrakt z owoców palmy kokosowej i ekstrakt z kwiatów tiare.

Oczywiście kupiłam 2 opakowania, także jeszcze się trochę pomęczę z tym jednym, które mi zostało, ale chyba zużyję go przed myciem z dodatkiem jakiś półproduktów. 

Miałyście jakąś odżywkę Balea? Polecacie je?:)

20 października 2013

Joanna Rzepa, Kuracja wzmacniająca

Zanim kupiłam Joannę Rzepę słyszałam o niej różne, często skrajne opinie, jednym przyspieszyła porost włosów, innym podrażniła skalp, a dla innych była po prostu obojętna. Musiałam więc dołączyć do zacnego grona osób, które ją przetestowały i szybko tego pożałowałam... 



Myślę, że opakowanie jest dla wielu niezastąpione, gdzie byśmy nie czytali o zapuszczaniu włosów można się dowiedzieć, że dużo osób przelewa wcierki do niego. Mnie jakoś wybitnie nie zachwyciło, jest po prostu wygodne, ale wolę te w formie sprayu. 


Zapach dla wielu jest męczący i stricte rzepowy. Szczerze mówiąc mnie się spodobał do szaleństwa, lekki kwaśny zapach, który czuć jedynie przy wcieraniu, nie utrzymuje się on na włosach. Być może mam taką opinię o nim, bo męczyłam się kiedyś ponad 2 tygodnie z lotnionem Seboradin Niger i to według mnie jest w 100% rzepowy aromat, który był duszący i utrzymywał się na włosach cały czas, a na dodatek pościel mi przesiąknęła tym zapachem:( 


I w tym momencie rzecz najważniejsza, czyli działanie. Oczywiście używałam jej tylko w celu przyspieszenia porostu włosów. Przez pierwsze 3 dni byłam bardzo zadowolona, po jej użyciu (zawsze po myciu) skóra głowy mnie mrowiła, z czego byłam zadowolona, bo to był znak, że jednak działa i ma szansę przyspieszyć mi porost. Niestety po dwóch tygodniach pojawiły się inne opłakane skutki, tj. przesuszyła mi maksymalnie skórę głowy, tak suchego skalpu, na którym pojawił się łupież nie miałam nigdy. Wystarczyło bym pomachała grzywką, a sypało się konkretnie z włosów:( Do tego szybko doszło bardzo intensywne wypadanie włosów... W odpływie wanny zostawała ich cała masa. Teraz staram się to opanowywać i z dnia na dzień jest co raz lepiej. Zaskoczyło mnie to bardzo negatywnie, ponieważ moje włosy wypadają tylko wówczas jak mam bardzo dużo stresu, w wyniku podrażnienia jakimś kosmetykiem nigdy mi się to nie zdarzyło jeszcze. Kwestia przetłuszczania niestety wygląda tak, że myję włosy codziennie, gdy na przykład miałam możliwość zostać dzień w domu to ich nie myłam, zazwyczaj robiły się tłuste dopiero w połowie dnia i to dość delikatnie. Podczas tej kuracji budziłam się rano z włosami tak tłustymi jakbym ich nie myła 3 dni, także mocno przyspiesza przetłuszczanie.
Jedynym pozytywnym aspektem było lekkie uniesienie włosów u nasady po jej zastosowaniu.

Według mnie jest to paradoks, że wcierka przeznaczona do włosów przetłuszczających się, ze skłonnością do łupieżu i wypadania spowodowała dokładnie te 3 skutki na raz.

Skład

co prawda na drugim miejscu jest alkohol dent, ale mój skalp nigdy nie reagował na niego negatywnie, a trochę już przez tych wcierek przebrnęłam.

I jak sobie o niej poczytałam na kwc to trochę mnie zdziwiły sformowania "mam przetłuszczające się włosy, myję je co 3 dni..." a ja jakie mam w takim razie, jeśli je myję codziennie?;))

18 października 2013

Woda różana KTC

Woda różana KTC jest moją pierwszą, początkowo myślałam o zakupie z Dabur, a zdecydowałam się na tę. Czy to była dobra decyzja? Zapraszam do lektury ;) 


Woda różana odświeża, oczyszcza, tonizuje, reguluje wydzielanie sebum, nadaje cerze blask, nawilża skórę przywracając jej naturalną równowagę, regeneruje skórę wrażliwą, przesuszoną, ze skłonnością do pękających naczynek.

Można ją stosować jako tonik, dodatek do maseczek do twarzy i włosów, płukankę oraz jako dodatek do innych kosmetyków.

Jeśli ktoś uwielbia zapach róż tak jak ja, będzie zachwycony. Pachnie przepięknie, dosłownie jak płatki róż zamknięte w szklanej butelce ;) Niezmiernie szkoda, że nie utrzymuje się na skórze na dłużej.

Opakowanie trzeba przyznać, że nie przemawia na jej korzyść...szklana butelka z plastikową zakrętką o pojemności 190 ml. Dostałam ją z obdrapaną papierową etykietą, woda trochę rozlała w kopercie- przecieka. Otwór niestety ma za duży i trzeba uważać żeby jej nie rozlać, więc przelałam ją do opakowania po płynie micelarnym z BeBeauty.



Działanie: używałam jej tylko jako tonik regularnie od lipca i dopiero od niedawno zamiast wody kranowej pod olej (moje włosy wolą olejowanie na mokro). Tonik nigdy nie był stałym punktem w pielęgnacji mojej cery, ponieważ większość dostępnych na sklepowych półkach zawierała alkohol i podrażniały moją skórę, dopiero od niedawna producenci zaczęli produkować te bezalkoholowe, ale i tak postanowiłam zaprzyjaźnić się z wodą różaną. Po kilku pierwszych użyciach w okresie upałów nie mając wówczas większych problemów z cerą zauważyłam, że odrobinę niestety wysusza skórę- nie spodziewałam się tego. Jest przeznaczona do wrażliwej i przesuszonej skóry, więc skąd u mnie taki skutek? Teraz już nie obserwuję tego u siebie, ale być może dlatego, że wraz z początkiem września moja skóra stała się jednak bardziej sucha. Jednak świetnie odświeża skórę rano przed nałożeniem kremu, wieczorem po demakijażu płynem micelarnym również przemywam nią twarz, gdzie usuwa ewentualne resztki makijażu. Bardzo lubię przemywać nią oczy, wyglądają na zdecydowanie bardziej wypoczęte ;) Jeśli chodzi o olejowanie to nie zauważyłam różnicy pomiędzy używaniem jej, a wody kranowej. 
Zdecydowanie bardziej przypadł mi hydrolat z róży stulistnej z Mazideł, bo rzeczywiście nawilżał i uspakajał moją skórę, a stosowałam go zimą, więc to nie lada wyczyn ;)

Skład:


Swoją wodę kupiłam na allegro za 4,99, z racji tego, że wysyłka kosztowała 10 zł, wzięłam dwie sztuki od razu, ponieważ było to bardziej opłacalne. W tym momencie niesamowicie ciągnie mnie do wody różanej z Dabur, trochę się łudzę, że nie powodowałaby u mnie takiego wysuszania.

16 października 2013

Isana: mydło do rąk w płynie Pomarańcza i Mango

Już jakiś czas temu kupiłam mydło Isany w płynie w promocji za 2,99 aż pod koniec sierpnia doczekało się swojej kolejki i zostało wyciągnięte z czeluści zapasów.

Zacznę może od zapachu, który według mnie jest obłędny: mocno owocowy i faktycznie wyczuwam w nim nutę rześkiego mango. Niestety nie utrzymuje się on na skórze. 

Opakowanie raczej standardowe- przeźroczyste o pojemności 500 ml, do pompki nie mogę się przyczepić, ponieważ się nie zacina, nie dozuje zbyt dużej czy za małej ilości mydła.

Konsystencję ma niestety dość wodnistą, ja wolę mydła, które są bardziej żelowe, więc nie przypadła mi ona do gustu.




Działanie: jego najistotniejszą wadą jest ogromna niewydajność... Sama zużywam wszelakie mydła do rąk także mam kontrolę nad tym jak postępuje zużycie i w tym przypadku po miesiącu dobijałam prawie dna... Dla porównania mydło Alterry, które kosztowało mnie 6 zł i miało pojemność 300 ml wystarczyło mi na dwa razy dłużej, więc mogę powiedzieć, że zakup go kalkulował się z zakupem 2 mydeł Isany, bo wyszło mi dokładnie na to samo. Miałam także mydło Lilien kupione w osiedlowym sklepie za 3 zł również o pojemności 500 ml i wystarczył mi na 3 miesiące. Reasumując ten przydługi wywód- niska cena jest rekompensowana małą wydajnością.
Dodatkowo słabo się pieni, ale dobrze myje. Mimo obecności w składzie SLES nie wysusza moich rąk, choć zdaję sobie sprawę z tego, że jest to dość indywidualna kwestia, bo bardziej przesuszoną skórę już może niestety.

Skład


Podsumowując: za tę cenę nie narzekam na nie, ale jeśli miałabym płacić za nie więcej pewno jego recenzja byłaby mniej "delikatna". 

Podsumowując:
+ zapach
+ niska cena
- bardzo kiepska wydajność
- nie do końca spodobała mi się jego konsystencja

Kupiłam wersję hibiskus i trawa cytrynowa, mam nadzieję, że spisze się lepiej ;)

14 października 2013

Baikal Herbals: krem nawilżajacy na dzień do cery suchej i wrażliwej

Witam ;) Dziś kilka słów o fantastycznym rosyjskim kremie do twarzy Baikal Herbals;)


Producent: "Krem nawilżający do twarzy o wysokiej zawartości biologicznie aktywnych ekstraktów ziół bajkalskich. Głęboko nawilża, zmiękcza i tonizuje skórę twarzy. Dzięki roślinnym składnikom aktywnym przywraca prawidłowe nawilżenie skóry, chroniąc ją przed negatywnym wpływem zanieczyszczeń otaczającego środowiska. Krem nie zawiera parabenów i PEG. 
Zastosowanie: pielęgnacja skóry przesuszonej, wrażliwej i wiotkiej."


Krem jest zapakowany w kartonik, znajduje się w higienicznym opakowaniu z pompką, jedyną wadą jest to, że nie widać stopnia zużycia i ciężko ocenić kiedy się skończy. 3 naciśnięcia pompki wystarczają mi na nakremowanie całej twarzy, ale nie wiem w jakim stopniu przekłada się to na wydajność;) Ma standardową pojemność 50 ml. Myślę, że kosmetyki Baikal Herbals mają przeuroczą szatę graficzną, są bardzo proste- kwiat na białym tle, ale ja takie lubię;) 
Konsystencję ma średnio gęstą, na pewno nie wodnistą i dzięki temu świetnie się go rozprowadza.




Od pierwszego użycia wyczuwam w nim jakby mydlany zapach, dość ciężki do dookreślenia. Wiadomo, że jest to zapach, który nie każdemu przypadnie do gustu. Tak nawiasem mówiąc widywałam już jego recenzje iż pachnie kwiatami, mi absolutnie ten zapach ich nie przypomina ;)

Jest on przeznaczony do cery jaką aktualnie mam- suchą i wrażliwą. Stosuję go na dzień zgodnie z zaleceniem producenta i sprawdza się świetnie pod makijaż, podkład się na nim dobrze rozprowadza. Dodam, że dopiero ten krem przekonał mnie do stosowania rano kremów, jeszcze kilka miesięcy temu nie robiłam tego, ale też nie było to konieczne, bo nie czułam w ciągu dnia ściągnięcia skóry, jak teraz gdy pominę tę czynność rano. Jest lekki, wchłania się w 100%, nie zostawia żadnej warstewki- nie robił tego nawet w sierpniu podczas dużych upałów. Na noc według mnie jest zbyt słaby, wolę coś zdecydowanie bardziej treściwego i mocniej nawilżającego. W duecie z jakimś intensywnie nawilżającym kremem na noc/olejem i tym kremem rano moja skóra jest dostatecznie nawilżona. Na jego korzyść przemawia również to, że nie zapycha skóry i nie powoduje wyprysków.
Na pewno do niego będę wracać, bo ma wiele zalet i niewygórowaną cenę.


Skład:


6 pierwszych miejsc w składzie jest absolutnie zaskakująca: ekstrakt z kosaćca, mącznicy lekarskiej, miłka syberyjskiego, olej z nasion rumianku, ekstrakt z aloesu, glicerynę, na dalszych masło shea, olej awokado, alantoinę i pantenol.

I jak znaleźć podobny krem o takim dobrym składzie?:) 

Cena i dostępność: ja za swój zapłaciłam ok. 25 zł/ sklepy internetowe z rosyjskimi kosmetykami, zielarnie.

Używacie kremów na dzień czy jesteście do nich nieprzekonane tak jak ja kiedyś?:) 

12 października 2013

Odżywka do włosów Olejek z Awokado i Masło Karite Garnier Ultra Doux

Dziś kilka słów o odżywce Garniera Ultra Doux Olejek Awokado i Masło Karite do włosów suchych i zniszczonych. Myślę, że zbyt nie zaryzykuję stwierdzając iż jest to najbardziej znana w Polsce odżywka, bo albo większość miała z nią styczność albo dopiero planuje jej zakup;) Ja bardzo długo zwlekałam z jej kupnem, aż w końcu rozpoczęłam pod koniec września jej testy. 

Na wstępie muszę zaznaczyć, że odżywka nie jest przeznaczona do moich włosów, ponieważ nie są ani suche ani zniszczone, są średniporowate i że tak to ujmę "normalne".



Do opakowania absolutnie nie mogę się przyczepić, ma wygodne otwarcie, które nie powoduje tego, że muszę się z nim mocować i przy tym narażać się na połamanie paznokci;) Wykonane jest z miękkiego plastiku i do ostatniej aplikacji nie miałam problemu z wydobyciem odżywki. Doskonale widać ile zostało nam odżywki, więc nie będzie zaskoczenia jak się skończy;)

Jej zapach przypomina mi zapach budyniu, który niestety nie utrzymuje się na włosach ;) Jest koloru żółtego, do czego podchodzę obojętnie, choć uważam, że dodanie aż takiej ilości barwników jest po prostu zbędne dla osiągnięcia tego efektu.

Wydajność to jej minus niestety, ponieważ wystarczyła mi dokładnie na 10 razy, podczas gdy odżywka Alterry starcza mi mniej więcej na 20 użyć.

Podoba mi się także jej konsystencja, faktycznie jest kremowa i dość gęsta, nie spływa z włosów.



Muszę przyznać, że kupując ją trzymałam kciuki by się u mnie sprawdziła, bo jak dotąd moje włosy polubiły się głównie z odżywkami Organic Shop, które niestety są drogie, a ta jest i tania, i bardzo łatwo dostępna, a także nie zawiera silikonów;) Na samym początku w ogóle nie mogłam jej doceniać, bo używałam jeszcze w tym czasie ostatnio recenzowany balsam do włosów z Planeta Organica.
Nie miałam po niej efektu wow, ale i tak ją bardzo polubiłam ;) Trzymałam ją zawsze w granicach 5-7 minut. Ładnie wygładza włosy, ale nigdy mi ich nie obciążyła i nie spowodowała szybszego przetłuszczania. Nie plącze moich włosów i powoduje, że łatwiej się je rozczesuje. Czy są one "niewiarygodnie miękkie i błyszczące" jak obiecuje producent? Na pewno nie są po niej błyszczące, ogólnie ten efekt niewiele odżywek czy masek mi zapewnia, ale są na pewno zauważalnie bardziej miękkie. Kupię ją na pewno ponownie ;)

Skład



Zdjęcie, które było robione jeszcze we wrześniu, ale późno wieczorem (koło 22), raczej chodziło mi o uchwycenie tego jak moje włosy wyglądają po nocnym koczku po całym dniu, ale je wstawię ;) 


Miałyście tą odżywkę? Polubiłyście ją?:)

10 października 2013

Farmona Tutti Frutti: peeling do ciała Melon i Arbuz

Tego znanego na blogach maluszka Tutti Frutti o pojemności 120 ml kupiłam w Naturze za ok. 4 zł, oprócz melonowo-arbuzowego posiadam także wersję z jeżyną i maliną oraz z wiśnią i porzeczką, które jeszcze czekają na swoją kolej.



Zapach w opakowaniu jest bardzo intensywny, może nawet troszkę chemiczny- wyraźnie wyczuwam w nim nutę arbuza, lecz podczas wykonywania peelingu w ogóle go nie czułam, a tym bardziej nie utrzymywał się on na skórze. Co w pewnym stopniu mnie rozczarowuje, ponieważ traktuję peeling jak rytuał, dzięki któremu staram się zrelaksować przede wszystkim, a ładny zapach ma mi w tym pomóc. 

Opakowanie jest wykonane z plastiku, ale nie do przesady grubego, nie miałam problemu z wydobywaniem peelingu, nie musiałam go stawiać na nakrętce by go wykorzystać do końca i nie urwałam zakrętki, co niestety zdarzało mi się w peelingach do ciała Joanny. Także naprawdę jest porządnie wykonane. 

Zawiera dość duże drobinki, które podczas peelingu nie rozpuszczają się.

Skład:


Działanie: mam wrażliwą skórę, także jestem fanką średnich peelingów, ten jest moim najmocniejszym jaki miałam do tej pory, także zaliczam go możliwe, że subiektywnie do mocnych;) Ze względu na jego ostrość używam go średnio raz na 2 tygodnie, a nie tak jak zaleca producent 1-2 razy w tygodniu. Skóra po jego użyciu jest bardzo gładka i napięta i ładnie wchłaniają się po nim balsamy. Mimo, że dla mnie jest mocny to nie wysusza mojej skóry.

Jak na pojemność 120 ml, jest bardzo wydany, wykorzystałam go do 6 pełnych peelingów ;) Porównując go do peelingów BeBeauty o pojemności 200 ml, który wystarczył mi na 7 razy ten jest mega wydajny ;)



Tak zupełnie na marginesie napiszę, że w wannie po spuszczeniu wody zostają po nim piękne niebieskie kryształki!:)

8 października 2013

Planeta Organica: Balsam fiński do włosów osłabionych i wrażliwej skóry głowy

Fiński balsam Planeta Organica kupiłam bez uprzedniego czytania o nim czegokolwiek, na szybko trafił do koszyka by dobić do darmowej wysyłki, ale chyba nic by to nie zmieniło, ponieważ jest rzesza zadowolonych osób, a ja będę chyba pierwszą, której pod żadnym względem się nie spodobał. 
Zachwycił mnie po prostu ekstrakt z maliny moroszki! :) 



Producent: "Wyciąg z owoców moroszki, bogaty w witaminę C i wielonasycone kwasy tłuszczowe Omega-3 i Omega- 9 odżywia skórę głowy nasycając ją pożytecznymi mikroelementami, wzmacniając korzenie włosów. Rokitnik odżywia i wzmacnia cebulki włosów, łagodzi wrażliwą skórę głowy. Organiczny ekstrakt z wrzosu dodaje włosom siły i blasku, stają się jedwabiste i łatwo się układają. 
Sposób użycia: balsam nanieść na mokre włosy, pozostawić na 3- 5 minut, a następnie dokładnie spłukać."


Zaczynając od opakowania: jest ono bardzo wygodne, zawiera pompkę, a mało odżywek/balsamów ją posiada, a dodatkowo można ją później wykorzystać do przelania innej (tzn. nie w moim przypadku, bo nie zamierzam go kończyć ;)). Aczkolwiek ta pompka dozuje bardzo małą ilość produktu i trzeba ich kilka na jedno użycie. Pojemność to 280 ml, czyli trochę więcej niż standardowo. 



Zapach: niestety kadzidlany, orientalny:( Czyli dokładnie taki jakiego najbardziej nie toleruję i jakiego unikam w kosmetykach. Pół biedy byłoby gdyby był wyczuwalny tylko podczas trzymania go na włosach, niestety ja go czułam do następnego mycia... Właśnie to mnie nauczyło by poczytać o zapachach pozostałych balsamów, a także maseczek czarnej marokańskiej i złotej- wiem, że na 100 % nie zasilą mojej kolekcji włosowej. 

Konsystencję ma gęstą i nie spływa z włosów, w kolorze jasnego brązu.   





Działanie: nakładany na skórę głowy nie powoduje efektu wow, za to znacznie przyspiesza przetłuszczanie włosów, myję je codziennie i mimo to widzę znaczną różnicę w tej kwestii. Później nakładałam go tylko od ucha w dół. Dzięki temu balsamowi byłam przekonana, że moje włosy przechodzą jakiś kryzys i że czegoś im brakuje... Nie skojarzyłam sobie nagłej zmiany na gorsze z tym balsamem, a im dłużej go używałam tym było gorzej. Nie chciałam używać Barwy by oczyścić włosy, bo niczego by nie wyjaśniało, a zależało mi na tym by się dowiedzieć co jest tego przyczyną. Balsamu używałam co drugi dzień, na zmianę z inną odżywką, a kiepski ich stan utrzymywał się cały czas... Co bardzo mnie zaskoczyło, czemu po myciu nie wracały do poprzedniego stanu? Włosy po tym balsamie miałam bardzo sztywne, nie zamieniły się w siano, ale je przypominały... Były też matowe. Na pewno nie były nawilżone, nie miały blasku i nie były jedwabiste i nie układały się łatwo jak zapewniał producent. Bardzo lubię mieć błyszczące i mięsiste włosy, a po tym balsamie miałam na głowie całkowite przeciwieństwo.
Kiedy już się upewniłam, że winowajcą jest ten balsam oczyściłam włosy Barwą i były one zdecydowanie w lepszym stanie.


Skład


nie ma na szczęście silikonów, ale zawiera: organiczny ekstrakt Maliny Moroszki, ekstrakt z rokitnika, organiczny ekstrakt z wrzosu, wyciąg z nostrzyka, wyciąg z bławatka, organiczny olej z żurawiny- jak widać świetny skład nie zawsze przekłada się na działanie, a szkoda:(


Zapłaciłam za niego 18 zł i szkoda jest mi go wyrzucić, a z moich znajomych nie znam nikogo kogo interesowałyby rosyjskie kosmetyki, także jedyną opcją jest chyba zorganizowanie mini rozdania z udziałem tego balsamu ;)