27 lutego 2015

Mandarynkowy żel pod prysznic Born to Bio

Cześć dziewczyny ;) Dziś o mandarynkowym żelu pod prysznic Born to Bio, akurat ta francuska marka produkująca naturalne kosmetyki interesowała mnie od dawna:) Mówiąc szczerze, że nie przepadam za tym zapachem, bo mandarynkowe masło do ciała Wellness&Beauty trafiło po jednym użyciu do kosza (wiem, że to straszne marnotrawstwo, ale tak mdlącego zapachu nie byłam w stanie znieść), a inne kosmetyki, z którymi miałam styczność były strasznie chemiczne. A jak jest w przypadku tego żelu?


Opakowanie: pierwsze skojarzenie dla każdego to chyba opakowanie jogurtu, nawet mój luby przeglądając zdjęcia w telefonie zapytał mnie właśnie jak to smakuje:D Wykonane jest z miękkiego plastiku, pod światło dokładnie widać ile zostało produktu. Otwarcie jest solidne- jeszcze mi się nie urwało, a coś mam do tego ostatnio skłonność i otwiera się bez najmniejszego oporu.

Kluczowa sprawa dla mnie, czyli zapach- jest delikatny, naturalny i bardzo przyjemny dla nosa :) Spodziewałam się takiego do jakiego się przyzwyczaiłam w drogeriach, a jest o wiele bardziej subtelny. Nie utrzymuje się na skórze.


Konsystencja jest dość wodnista, ale nie jest to dla mnie minus. Pieni się dość słabo, ale patrząc na naturalny skład można się było spodziewać, że tak będzie, ale też mi to nie przeszkadza, ale nie przełożyło się to na kiepską wydajność jak to czasem bywa. Nie mniej jednak oczyszcza skórę bardzo dobrze, po jego użyciu jest miękka, nie ma mowy o ściągnięciu skóry czy jej przesuszeniu.



Skład: 
 
brak SLES/SLS to plus;)

Jakie są Wasze ulubione zapachy żeli?:) 

22 lutego 2015

Tusz do rzęs Maybelline Mega Plush

We wrześniu udało mi się kupić tusz Maybelline Mega Plush w Hebe w promocji za 19,99, myślałam, że będzie godnym następcą żółtego Colossala 100% Black, który w ciągu ostatnich kilku lat bardzo się w mojej ocenie pogorszył. Niestety zauważyłam w tym tę samą wadę o czym później ;)


Szczoteczka ma ruchomą główkę do czego nie mogłam się kompletnie na początku przyzwyczaić, w efekcie czego brudziłam sobie początkowo powiekę i malowanie trwało dość długo. Szczoteczka też jest z jednej strony płaska, a drugiej strony wypukła i zaokrąglona. Niestety zawsze dużo czasu musiałam poświęcać na to by oczyścić ją z nadmiaru tuszu, bo bardzo dużo się na nią nabierało. 

Na początku tusz był mokry i malowało mi się nim oczywiście po dotarciu dobrze, ale długo tym faktem się nie nacieszyłam, bo po 2 tygodniach zaczął gęstnieć. Zaczął on oczywiście sklejać, trudno się go aplikowało i w ruch poszedł Duraline Inglota. Kilka kropel co kilka dni, ale ile można? Po 1,5 miesiąca tusz, który wymagał reanimacji przez miesiąc stał się tylko wspomnieniem. 

Kupiłam go zaklejonego i nie nosił żadnych śladów macania przez kogoś. Wspomniałam, że Colossal też mnie rozczarował- dokładnie z tego samego powodu, pierwszy Colossal służył mi przez pół roku, a później po miesiącu tusz nie nadawał się użycia i lądował w koszu. Wydaje mi się, że nawet 20 zł w promocji jak na tusz, który służy mi miesiąc to zdecydowanie za dużo. Producent zmienił konsystencję tych tuszy i czytałam już wiele takich samych spostrzeżeń ze strony innych dziewczyn.

Początkowo bardzo ładnie rozdzielał rzęsy, nie sklejał ich i były widocznie pogrubione. Przez cały czas nie osypywał się, nie odbijał na górnej powiece i nie robił pandy.

Zdjęcia z okresu kiedy byłam z niego jeszcze zadowolona:


Podsumowując- od wielkiego zachwytu aż po wielkie rozczarowanie.

Znacie go?:) Ja obecnie używam L'oreala So Couture i bije bohatera dzisiejszej notki na łopatki!

21 lutego 2015

Tołpa Dermo Face Physio płyn micelarny do mycia twarzy i oczu

Ostatnio sobie uświadomiłam, że mam hopla na punkcie płynów micelarnych i uwielbiam je testować :) O tym płynie mówi się, że jest taki sam jak BeBeauty z Biedronki i kupiłam go z nastawieniem by potwierdzić lub obalić tą tezę :)


Opakowanie: bardzo je polubiłam, bo otwór nie jest zbyt duży i nie rozlewa się zbyt dużo płynu na płatek. I co najważniejsze- nie przecieka, więc swobodnie mogłam go gdzieś wziąć bez obawy, że rozleje mi się w torebce.

Zapach: lekko wyczuwalny, mi się spodobał.

Działanie: bardzo polubiłam go za to, że jest bardzo delikatny i nie podrażnia oczu, a ten z BeBeauty niestety powodował u mnie ich podrażnienie. Świetnie radzi sobie z tuszem i eyelinerem. Jeśli chodzi o demakijaż twarzy to nie dość, że dobrze zmywa to skóra po jego użyciu jest bardzo delikatna i miękka w dotyku i chyba to najbardziej mi się w nim spodobało ;) Używam go także jako toniku w celu odświeżenia w ciągu dnia. W przypadku BeBeauty on po prostu zmywał makijaż, ale nie wykazywał żadnych pielęgnacyjnych właściwości.
Podsumowując moim zdaniem jest to całkiem inny płyn aniżeli ten biedronkowy, o wiele lepszy i na pewno nie jest jego zamiennikiem.


Skład, wklejam, bo na zdjęciu nic nie było widać:
Aqua, Poloxamer 184, Polysorbate 20, Disodium Cocoamphodiacetate, Propylene Glycol, Peat Extract, Sodium Hyaluronate, Sodium Chloride, Disodium EDTA, Sodium Citrate, Sodium Hydroxide, Citric Acid, Parfum, Methylparaben, Propylparaben, Methylisothiazolinone.

Cena: udało mi się kupić w Hebe w promocji za 9,99 i za tą cenę jeszcze nie raz chętnie go nabędę :) 25 zł w cenie regularnej nie dałabym za tę pojemność :) 

Minusem dla mnie są dwa parabeny w składzie i cena regularna. 
Znacie go?:)

16 lutego 2015

Pianka do golenia Zielone Jabłko Isana

Wspominałam już kilka razy o tej piance w swoich poprzednich postach i wieszałam na niej psy, a dlaczego zaraz wyjaśnię :)


Opakowanie do mniej więcej 3/4 pojemności sprawowało się dobrze, później zaczęło się zacinać. 
Zapach według mnie był chemiczny, mimo, że faktycznie był jabłkowy, w mojej ocenie nie był on przyjemny i mnie rozczarował.
Wydajność była umiarkowana, nie mogę napisać, że była bardzo wydajna albo niewydajna, wszystko w normie.
 

Działanie rozczarowało mnie najbardziej. Po jej użyciu moja skóra była do tego stopnia ściągnięta i napięta, że myślałam, że popęka... Zawsze musiałam mieć w pogotowiu balsam, który by ukoił moją skórę i dogłębnie by ją nawilżył. Nie mam pojęcia który składnik tak podrażniał moją skórę. Oprócz tego bardzo szybko rozpuszczała się na wilgotnej skórze.

Po zużyciu 3/4 tej pianki zaczęła z opakowania wyciekać taka oto zielona maź:
 
Skład:

Pianka aloesowa jest moją ulubioną, brzoskwiniowa powodowała lekkie wysuszenie skóry, na pewno nie było ono tak spotęgowane jak po użyciu tej jabłkowej. O tych dwóch pisałam tutaj.
Miałyście którąś z nich?:)

14 lutego 2015

Peeling do ciała Palmer's Cocoa Butter Formula

Witam ;) Dzisiaj o peelingu Palmer's, który bardzo przypadł mi do gustu m.in. z uwagi na brak parafiny w składzie :)

Producent: "To wyjątkowy, kremowy peeling do ciała zawierający czyste masło kakaowe, masło shea, witaminę E oraz naturalne składniki złuszczające, nawilżające i wygładzające. Peeling delikatnie masuje skórę drobinkami skorupek orzecha włoskiego i kakaowca. Nadaje skórze młodszy, zdrowy wygląd. 
Przeznaczenie: to delikatny peeling przeznaczony jest dla każdego rodzaju skóry. Dzięki maślano-kremowej formie, głęboko nawilża skórę. Do stosowania na całym ciele.
Działanie i cechy produktu: 
- peeling oczyszcza skórę i ściera obumarły naskórek odsłaniając młodszą i zdrową skórę
- maślano-kremowa forma nadaje skórze głębokie nawilżenie, dzięki czemu po użyciu peelingu nie trzeba nakładać na ciało dodatkowego balsamu do ciała.
- kakaowy zapach uprzyjemnia kąpiel"

Opakowanie o pojemności 200 g przyciąga wzrok z uwagi na to, że jest przeźroczyste, mnie zaintrygowały te drobinki i byłam ciekawa jak się sprawdzi :) Pod nakrętką kryła się jeszcze plastikowa mała pokrywka. Nie ma najmniejszego problemu by odkręcić i zakręcić go mokrymi dłońmi.

Zapach przypomina mi ciasto kawowe ;) Gdy pierwszy raz odkręciłam ten peeling miałam od razu to skojarzenie i trwa ono do tej pory. Nie jest wyrazisty zapach, a właśnie taki delikatny, a mimo tego nie jest taki "mulący" tylko przyjemny. Jest bardzo naturalny, nie ma w nim grama sztuczności.

Producent wspomina o maślano-kremowej konsystencji i powiem wam, że jest to w 100% trafne określenie, lepiej bym tego nie ujęła. W dotyku faktycznie przypomina takie gęste masło, w którym są zatopione drobinki. Nie są one ostre, więc nie uzyskamy dzięki niemu wyjątkowo gładkiej i oczyszczonej skóry, a raczej jest po jego użyciu miękka i faktycznie nawilżona (a nie oblepiona jak w przypadku parafinowych peelingów)- i nie trzeba używać balsamu po jego użyciu ;)
Peeling jest wydajny, użyłam go już 5 razy i póki co ubytek jest niewielki.

Skład:
w składzie znajdziemy olej sojowy, ekstrakt kakaowy, ekstrakt z łupiny orzecha włoskiego, glicerynę, po zapachy masło kakaowe, masło shea i puder kakaowy.

Jeśli macie wrażliwą skórę i nie może używać bardzo mocnych zdzieraków z uwagi na podrażnienie skóry na pewno będzie zadowolony tak jak ja, a jeśli właśnie lubicie tylko te ostre to niekoniecznie przypadłby Wam do gustu ;) 

Jakie macie plany na dzisiejszy dzień?:) Ja wieczorem wybieram się tylko na kolację do restauracji, którą od dawna chcieliśmy odwiedzić ;)

11 lutego 2015

Masło Frosted Cranberry The Body Shop

Witajcie :) W moim ostatnim poście zakupowym dużo osób pytało mnie o zapach tego masła dlatego przybywam z recenzją :) Pisałam już, że kupiłam jego drugie opakowanie, jestem z niego bardzo zadowolona i żałuję, że jest to edycja limitowana.


Opakowanie o pojemności 200 ml ma formę mojego ulubionego słoiczka o dużej średnicy, dokładnie widzę ile ubywa i mogę zużyć go do samego końca :)

Zapach jest fenomenalny :) Bardzo lubię akurat te owocowe, ten jest słodki, ale jednocześnie dominuje w nim coś "kwaśnego" co jest charakterystyczne właśnie dla żurawinowych zapachów i coś ostrego. Jest zdecydowany i wyrazisty. Jest  również mega trwały! Posmarowałam się nim przed wyjściem na sylwestra i czułam go na sobie cały wieczór, odkąd go używam pachnie również nim cała moja pościel. Gdy użyję go wieczorem i wracając z pracy następnego dnia gdy wchodzę do sypialni też go czuję :) To moje pierwsze mazidło do ciała, które jest tak intensywne :)


Z samego działania jestem również bardzo zadowolona, bo nawilża na tyle dobrze i długotrwale, że mogę je spokojnie używać raz w tygodniu-oczywiście bez innych mazideł w międzyczasie (jest to edycja limitowana, więc oszczędzam jak mogę;) Fakt, że tak dobrze nawilża przekłada się na jego większą wydajność- ciężko mi ocenić jak szybko by mi się skończyło gdybym je używała codziennie. Po goleniu zazwyczaj mam suchą i ściągniętą skórę a sprawcą jest jedna pianka, o której niedługo napiszę, a to masło dodatkowo łagodzi. Wchłania się bardzo szybko i nie zostawia tłustej warstwy, nie roluje się na skórze przy aplikacji. Skóra po jego użyciu jest miękka i gładka.



Skład:
zawiera więcej ekstraktów niż masła, które znajdują się w regularnej sprzedaży. na drugim miejscu masło shea, olej sezamowy, glicerynę, olej sojowy, wosk pszczeli, masło kakaowe, olej z nasion palm Orbiginya Oleifera, olej żurawinowy.

Podsumowując:
+ dużo olei w składzie
+ brak parabenów i parafiny
+ długotrwałe nawilżenie
+ intensywny zapach, który bardzo długo się utrzymuje
- jedyny minus to cena: 69 zł jako regularna to dla mnie za dużo, ale połowa tej ceny jest jak najbardziej adekwatna

Znacie masła The Body Shop?:) Ja kiedyś podchodziłam do nich obojętnie, nie miałam jakiegoś szczególnego chciejstwa by któreś z nich wypróbować, ale dzięki temu egzemplarzowi przepadłam całkowicie i mam ochotę na kolejne wersje- niedawno akurat otworzyłam jagodową i jest równie dobra co ta, ale ma mniej olei :)

8 lutego 2015

Zakupy styczeń 2015

Witam ;) Końcem ubiegłego roku obiecałam sobie ograniczyć zakupy kosmetyczne w tym roku i póki co udaje mi się to i jestem z siebie zadowolona :) A pamiętacie zapewne, że moje posty zakupowe potrafiły liczyć po 30 sztuk w danym miesiącu.


1 i 2) Olej lniany i arganowy Etja- kupione z uwagi na to, że w mojej zielarni bardzo szybko znikają i długo trzeba czekać na nową dostawę, a obecnie denkuję olej arganowy, a lnianego zawsze byłam ciekawa :) 10 i 24 zł.
Zakupy z Hair Store z Olivia Garden:
3 i 4) Termiczna szczotka ceramiczna 24 mm- jedyny nie przemyślany zakup przy okazji drugiej szczotki (35,90 zł) i Supreme Boar- która była moim marzeniem od dawna- przecena na 56,20 z 69,90 zł- jest bombowa!
5) Masło do ciała The Body Shop Frosted Cranberry- zakochałam się w nim i to już drugie moje opakowanie, recenzja niedługo ;)

I zamówiłam jeszcze tylko styczniowego Shiny Boxa :)

Jak tam Wasze zakupy w styczniu? ;) Oby i dalsze moje miesiące były takie "rozsądne" :)

5 lutego 2015

Styczniowy shiny box, czyli uległam po raz pierwszy

Hej ;) Zawsze gdy oglądałam pudełka shiny box na blogach kręciłam nosem i pisałam, że nawet 50 zł za to pudełko to dla mnie za dużo, bo przeważnie albo ani jeden z kosmetyków mi nie wpadał w oko albo jeden i był nie wart tej ceny :) Tak to niestety jest jak się jest ekstremalnie bladym oraz ma się suchą i wrażliwą skórę- ciężko coś dla mnie dobrać. Aczkolwiek jak zobaczyłam na blogach pierwsze relacje styczniowego shiny boxa to przepadłam i sobie zamówiłam :)


Zawartość:

1) Oczyszczający peeling Sylveco- akurat jest to jedyny kosmetyk, który nie wiem czy wypróbuję z uwagi na to, że jest przeznaczony do skóry tłustej i mieszanej, muszę się zastanowić co z nim zrobić ;))
2) Szampon pszeniczno-owsiany Sylveco i próbka balsamu myjącego z betuliną- miałam po 2 próbki obu produktów na wyjeździe i za chiny ludowe nie mogę sobie przypomnieć z którego byłam zadowolona, a którego nie, ale chyba ten z botuliną obciążał mi włosy i powododował przyklap- tak czy tak cieszę się, że będę mogła wypróbować pełnowymiarowe opakowanie


3) Serum dotleniające Beuty Face- jest fenomenalne! Bardzo go polubiłam i wiem, że nie jest to moje ostatnie opakowanie :) Pełna recenzja niedługo
4) Perełki rozświetlające Glazel Visage- jeszcze ich nie używałam, ale ich kolor bardzo mi się podoba, poza tym u mnie produktów rozświetlających nigdy za wiele ;)
5) Balsam do ust z 24karatowym złotem Vedara- pachnie przecudownie i dobrze nawilża, nawet mu wybaczam to, ze trzeba go nakładać palcem ;) 

Dajcie znać czy wpadło Wam w oko coś z tego pudełka i jakie są Wasze odczucia jeśli go zamówiłyście :) Uważam, że w 100 % było warte swojej ceny :)

1 lutego 2015

Rozdanie z okazji Dnia Kobiet

Zapraszam Was do wzięcia udziału w rozdaniu, w którym można wygrać paletkę cieni Essential Mattes Makeup Revolution:) Pamiętam, że gdy pokazywałam Wam moje nowości z kosmetykami tej marki najwięcej z Was pisało, że chciałybyście wypróbować właśnie tę paletkę i dlatego pomyślałam, że będzie to ciekawa nagroda.



Regulamin:
1) Organizatorem i sponsorem nagrody jest autorka bloga Hedvigis o kosmetykach 
2) Przedmiot rozdania jest nowy
3) W rozdaniu wygrywa jedna osoba
4) Z osobą, która wygra skontaktuję się drogą mailową
5) Rozdanie trwa od 1.02. do 8.03.2015 włącznie  (do północy), zgłoszenia po tej dacie nie zostaną uwzględnione
6) Wyniki rozdania podam do 12.03.2015 r.
7) Na mail z adresem od osoby, która wygrała, czekam 3 dni, w razie jego braku wybiorę inną osobę spośród tych, które wzięły udział w rozdaniu 
8) Nagrody zostaną wysłane na mój koszt
9) Nagrody mogą zostać wysłane tylko na terenie Polski 
10) Do rozdania nie stosuje się przepisów ustawy z dnia 29 lipca 1992 r. o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. z 2004 Nr 4 poz. 27 z późniejszymi zmianami) 
 
 
Warunki konieczne by wziąć udział w rozdaniu:
1) być publicznym obserwatorem mojego bloga (1 los)
2) zgłosić chęć wzięcia udziału w rozdaniu w komentarzu wg podanego poniżej wzoru zgłoszenia
 
 
Warunek dodatkowy:
1) dodanie w pasku bocznym na blogu grafiki z linkiem do bloga (+ 2 losy)
 
 
Wzór zgłoszenia:
Obserwuję jako:
E-mail:
Pasek boczny: NIE/ TAK: adres bloga


Powodzenia! :)


Stara Mydlarnia: peeling cukrowy Caffe Latte

W zapasach mam sporo kosmetyków ze Starej Mydlarni- w moim mieście jest sklep stacjonarny tej marki i w Naturze również są dostępne w dużej ilości. Dzisiejszym bohaterem jest peeling cukrowy Caffe Latte, który mnie bardzo pozytywnie zaskoczył.


Plastikowe opakowanie o pojemności 500 ml, jest bardzo wygodne- bez najmniejszego problemu wydobywa się peeling.
Zapach jest intensywny i pachnie jak prawdziwa kawa, na dodatek utrzymuje się jeszcze przez kilka godzin na skórze- bajka :))

Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się po nim spektakularnych efektów, peelingi cukrowe nie są ostre i nie są intensywnymi zdzierakami, ale ten jest stosunkowo "suchy", przez co jest ostry. Okazało się, że skóra po nim jest bardzo gładka, napięta i wcale nie jest wysuszona tylko pokryta lekką warstwą, która jest przyjemna, a nie irytująca jak to bywa w przypadku peelingów na parafinie, 2 w 1- oczyszczenie skóry i pielęgnacja. Nie jest konieczne stosowanie po jego użyciu balsamu. Jest on ostry, ale nie robi mojej wrażliwej skórze krzywdy. Jestem nim oczarowana, ale z oficjalnej strony producenta został wycofany- widuję go jeszcze w różnych sklepach internetowych ;)


Skład:
 cukier, krzem, ekstrakt z kawy, po zapachu olej z awokado, lecytyna, witamina C i E

Kupiłam go za 36 zł:)

Peeling ten zachęcił mnie do zrobienia samodzielnie peelingu kawowego, którego zawsze się obawiałam z uwagi na bałagan, który jest nieunikniony pod prysznicem po jego wykonaniu ;)

Dajcie znać czy robiłyście peeling kawowy w domu ;)