30 września 2013

Eveline Mini Max 809 quick dry & long lasting

Ze względu na dzisiejszy słoneczny dzień postanowiłam pokazać turkusowy lakier Eveline Mini Max o numerze 809. Kupiony podczas trwania gazetki urodowej w Biedronce za 3,99. Generalnie nie kupuję kosmetyków Eveline, ale stwierdziłam, że ten lakier będzie wyjątkiem od reguły. 


Kolor mnie trochę zaskoczył, oczywiście na plus, ponieważ na paznokciach nabrał intensywności, w buteleczce wydawał się bardziej stonowany.


Zacznę od schnięcia: faktycznie obietnica producenta się sprawdziła, zarówno pierwsza warstwa jak i druga błyskawicznie wyschły.

Trwałość: deklaracja jest taka, iż ma trzymać się na paznokciach 9 dni, niestety wytrzymał tylko 4 dni, po czym zaczął odpryskiwać, ALE mam na myśli tylko prawą rękę, bo gdy zmywałam go 5 dnia lewa wciąż była w stanie nienaruszonym... Mój drugi z tej serii też zachował się tak samo, a przyznam, że pierwszy raz się z tym spotkałam, widać porządki i mycie naczyń zrobiło swoje ;) 

Malowało mi się nim dobrze, bo nie smużył, ani nie był zbyt wodnisty czego szczerze nie znoszę. Jedynie na paznokciu palca serdecznego zrobiła się dziwna grudka.


Miałyście lakiery z tej serii? Wytrzymał u Was deklarowane 9 dni?;)

28 września 2013

Dwufazowy zmywacz wzmacniająco-wygładzający do paznokci Delia Coral szampańska róża

Niestety dysponuję tylko takimi zdjęciami tego zmywacza, ponieważ niefortunnie zgrałam je dopiero wtedy jak się skończył :( Podczas majowej promocji w SP zastawałam tylko puste póki, udało mi się go kupić dopiero w lipcu za cenę 5,39 zł. Bardzo lubię wszelakiego rodzaju zapachowe zmywacze i chętnie je testuję, tym niestety się mocno rozczarowałam pod wieloma względami.


Kocham zapach róży, dlatego też spodziewałam się, że jego używanie będzie przyjemnością. Na początku jego zapach był bardzo przyjemny dla nosa, typowa różana woń i ani trochę zmywaczowego smrodku, więc byłam z niego zadowolona przymykając oko na inne minusy, ale nie trwało to długo... Bardzo szybko zaczął on po prostu śmierdzieć, zaczął być mocno duszący, zapach był tak intensywny, że pomimo wyrzucenia wacików do kosza czuć go było przez kilka godzin w całym domu. Z racji tego, że szybko zużywam zmywacze, niemożliwością było w jego przypadku iż po prostu za długo stał i się przeterminował, to w przeciągu kilku dni było niemożliwe.

Jeśli chodzi o zmywanie to używam tylko bezacetonowych zmywaczy, także liczę się z ich gorszym działaniem w stosunku do ich acetonowych braci, ale ten Deli zmywał naprawdę kiepsko i jeszcze non-stop trzeba było nim potrząsać by go użyć zgodnie z zaleceniem producenta i by te warstwy się przemieszały, a bardzo szybko ponownie robił się dwufazowy. Deklarowanego przez producenta wzmocnienia czy wygładzenia nie zauważyłam.

Na plus przemawia za nim jedynie to, że nie wysuszał paznokci i skórek, ostatecznie zmywał całkowicie i ciemne i jasne kolory po dłuższej zabawie z nim.

Skład:


Reasumując na pewno nie kupię go ponowne.

26 września 2013

Różowy Lovely Classic nr 155

Dopiero dziś poczułam, że przyszła jesień kiedy zobaczyłam na termometrze 7 stopni i niesamowicie zmarzły mi stopy, aczkolwiek lubię tę porę za to, że mogę ubierać się w sukienki, płaszcze i kozaki, choć na nie jeszcze ciut za wcześnie:))



W tym poście lakier, który nieszczególnie wpisuje się w jesienną aurę- intensywny róż z Lovely z serii Classic o numerze 155. 


Wystarczające były 2 warstwy, malowało mi się nim dobrze- nie smużył, nie był zbyt wodnisty, ale mam jedno zastrzeżenie- trzymał się na moich paznokciach 2 dni:( Później zaczął odpadać płatami- nie wiem niestety czy wszystkie z tej serii są takie kiepskie czy ja miałam do niego pecha. Jeśli chodzi o kwestię schnięcia to raczej przeciętnie, na kciuku niestety widać odgniotek... ;)


24 września 2013

Dove Go Fresh Antyperspirant w sprayu o zapachu granatu i werbeny cytrynowej

Co prawda zaczęła się już kalendarzowa jesień, ale chciałam dziś naskrobać parę słów o moim letnim ulubieńcu- antyperspirancie w sprayu Dove o zapachu granatu i werbeny cytrynowej. Do tej pory używałam przeróżnych antyperspirantów, począwszy od Rexony, którą zniszczyłam sobie wiele bluzek (żółte plamy na białych), po Ziaję i kulki Avonu (ich używanie zakończone było wizytą u dermatologa z opuchniętymi i czerwonymi pachami), dlatego znalezienie czegoś co będzie chroniło przed potem, ładnie pachniało i przede wszystkim nie uczulało było ogromnym wyzwaniem.



Producent: "Dezodorant inspirowany zapachem granatu i werbeny cytrynowej. Zawiera ¼ mleczka nawilżającego oraz witaminę E, pielęgnując skórę pod pachami i zapewniając uczucie świeżości przez cały dzień. 0% alkoholu, 48h ochrona przed poceniem." 

Jest bardzo wydajny- używam go codziennie od 3 miesięcy i dopiero zaczyna się kończyć.

Rzuciłam kiedyś okiem na kwc i zauważyłam, że po jakimś czasie wiele osób męczy jego zapach, ponieważ jest on dość słodki, mnie to na szczęście nie dotyczy- uwielbiam go od pierwszego użycia i póki co nie zanosi się na to by miał mi się znudzić czy mnie zmęczyć, a jestem względem zapachów krytyczna ;)



Nie brudzi ubrań, nałożone ubranie nawet 2 minuty po jego aplikacji jest czyste, nie ma na nim białych śladów, co jest niewątpliwą zaletą, bo zdarzało mi się już mieć takie antyperspiranty, które nawet 30 minut po użyciu brudziły ubrania, a jak już zabrudziły to nie dało się tego doprać... Tutaj wielki ukłon w jego stronę.

Działanie: jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, bo nie myślałam, że kiedykolwiek znajdę taki kosmetyk, który pozwoli mi czuć się świeżo cały dzień, chroni przed potem od rana do wieczora i nie wymaga np. w połowie dnia ponownego użycia.

Nie podrażnił mnie i nie uczulił- czasem dopiero po 2 tygodniach ujawniało się u mnie uczulenie na dany kosmetyk, a po tych 3 miesiącach nie zdarzyło się to, więc mogę mieć pewność, że już mnie nie uczuli.

Skład:



Jeszcze odnosząc się do kwc- trochę osób wspomniało o tym, że zostawia talk pod pachami, który brudzi ubrania- tak, ale tylko wówczas gdy zdecydowanie za dużo się go rozpyli, zdarzyło mi się to tylko raz na samym początku, teraz używam go z umiarem i mała ilość daje mi uczucie komfortu i świetnie chroni.

Kupiłam go w promocji w Rossmannie za 6,99, a kolejny na zapas w Naturze za 7,99.

22 września 2013

Green Pharmacy: pianka do higieny intymnej Biała Akacja i Zielona Herbata

Dziś parę słów o piance do higieny intymnej w wersji Biała Akacja i Zielona Herbata z Green Pharmacy, w ostatnim poście było masło, z którego byłam bardzo niezadowolona, także dla równowagi produkt tej marki, w którym się zakochałam ;)




Producent: "Delikatna pianka do codziennej higieny intymnej. Nowoczesny preparat o specjalnej, szczególnie lekkiej konsystencji. Zapewnia odczucie komfortu i świeżości. Posiada wspaniałe właściwości oczyszczające i łagodzące. Łatwo się zmywa, nie wysusza skóry, łagodzi podrażnienia, współdziała z naturalnym poziomem PH miejsc intymnych, przeciwdziała powstawaniu infekcji. Nie zawiera mydła. Idealnie dostosowana do wrażliwej skóry. Zalecana do higieny intymnej zarówno kobiet jak i mężczyzn."

Opakowanie o pojemności 150 ml: bardzo wygodne, wyposażone w pompkę, która absolutnie się nie zacina i dozuje odpowiednią ilość piany. 



Zapach: wyczuwam w niej wyraźnie zieloną herbatę, a ten zapach w kosmetykach bardzo lubię, jest na tyle delikatny i niedrażniący, że myślę, że może się spodobać wielu osobom ;)

Pianki wystarczy mi jeszcze na jakieś 2 dni, a używam jej 2 razy dziennie od 1,5 miesiąca, także uważam, że jest wydajna jak na taką częstotliwość korzystania z niej. 

Dla mnie w produktach do higieny intymnej bardzo ważne jest to by mieć uczucie świeżości, używając kiedyś płynów Ziaji z serii Intima wcale tego nie czułam, a ta pianka mi to zapewnia. Jest niezwykle delikatna- nie zawiera SLES, a wielu produktach do higieny intymnej jest on niestety obecny. Nie wysusza i nie podrażnia i dobrze myje.
Pianki nie tworzy się zbyt dużo, akurat uważam, że w tej sferze jest to niepożądane więc nie ma problemu z jej zmywaniem ;)



Zdarzyło mi się tą pianką również umyć włosy i byłam pozytywnie zaskoczona, ponieważ łatwiej się nią myło niż odżywką, dokładnie je umyła, nie spowodowała szybszego przetłuszczania i włosy były po niej lekkie, co dziwne nie były też matowe, a mogłoby się wydawać, że będą ;)

Skład pianki: 


Cena również przemawia na jej korzyść: zapłaciłam za nią 6,90 w lokalnej drogerii, aczkolwiek jej dostępność jest kiepska, trzeba się naprawdę naszukać, bo drugiej wersji pianki z lawendą i szałwią jeszcze nigdzie nie spotkałam ;)

20 września 2013

Sztuczny miód i papierosy? Czyli masło do ciała "Miód i Rooibos" Green Pharmacy

Masło "Miód i Rooibos" Green Pharmacy kupiłam jeszcze w marcu, podniosłam srebrne wieczko, powąchałam i pomyślałam- "zapach jest ok, poczeka do lata", wtedy jeszcze nie wiedziałam jak okrutnie się pomyliłam... 


Zaczynając od opakowania to tak jak w przypadku mojego ulubieńca z różą piżmową i zieloną herbatą, bardzo wygodne: lubię gdy są niewysokie, a mają dużą średnicę, można go zużyć do samego końca. Bezproblemowo się go odkręca i zakręca tłustą dłonią.


Zapach, czyli minus, który po prostu dla mnie przekreśla ten produkt, powoduje, że w momencie, w którym go zużyję zapieję z zachwytu, a za parę lat będę wspominać to masło jako najgorszy balsamowy koszmar mego życia... Tak jak wspomniałam po otwarciu zapach mi się spodobał, wyczuwałam taki harmonijny zapach miodowo-kwiatowy. W kontakcie ze skórą zmienia się dosłownie w odór... Zapach jest sztuczny, miodowy i strasznie intensywny... Ba! na dodatek czasem wyczuwam nuty papierosów w nim... Smarując nim nogi i wychodząc na zewnątrz nadal jest nie do zniesienia, wieczorem- wstając rano i nadal go czuję. Raz miałam taką sytuację, że posmarowałam się nim ok. 10 rano, kilka godzin później wzięłam prysznic, o 18 się spotkałam z TŻ, a on mnie pyta co tak śmierdzi miodem...




Masło to jest bardziej gęste niż wersja z różą, ciężej się go rozsmarowuje i dłużej się wchłania. Dostrzegam także w nim to, że jeśli za dużo się go nałoży na skórę zostawia biały film. Konsystencję ma zbitą. Jest wydajne, ale w tym przypadku jest to minus. Bardzo dobrze nawilża, pozostawiając skórę gładką.

Czemu się tak z nim męczę? Tylko i wyłącznie dlatego, że obiecałam sobie, że w okresie lipiec-wrzesień zużyję 5 balsamów/maseł do ciała by uszczuplić zapasy i mieć satysfakcję, bo jednak wyrzucając go to nie byłoby jej ;)

18 września 2013

Marmurki/maczek od LeMax

Dziś post z marmurkami bądź też jak ktoś woli maczkiem od LeMax ;) Zdecydowałam się na zakup tylko 2 kolorów, a nie kompletu 5, bo czułam, że szybko mi się znudzą i jakoś ten limonkowy do mnie nie przemawiał. 



Jeśli chodzi o szary: trwałość to 3 dni, konieczne były 3 warstwy, ale błyskawicznie wysechł i nie smużył. 




W przypadku różowego również konieczne były 3 warstwy, ale bardzo długo wysychał, po 30 minutach zrobiły mi się nawet odgniotki:( Jego trwałość również pozostawia trochę do życzenia, ponieważ po 2 dniach zaczął mi odpadać płatami.




Na ich korzyść przemawia cena, ponieważ zapłaciłam za każdy 2,70 ;)

16 września 2013

Savage i Raw Plum: nowe żelowe kredki SuperShock i kredki z gąbką Avon

Dziś post o nowych odcieniach żelowych kredek SuperShock, czyli Savage i Raw Plum oraz o nowych kredkach z gąbką, które posiadam w 3 odcieniach: Cobalt Blue, Deep Violet i Bronze Sheen (dostępna jest też True Black, której nie kupiłam). Miały być dwa oddzielne posty, ale nie chce Was zanudzać Avonem ;))

SuperShock jak zwykle mnie nie zawiodły: są miękkie, bardzo dobrze napigmentowane, utrzymują się cały dzień i te konkretne kolory nie odbijają się na powiecie. 
Minusem jest jedynie to, że wymagają temperowania.

Savage to turkus z domieszką zieleni, a Raw Plum to śliwkowy kolor.





Savage na oku: 




Raw Plum na oku: 




  Na poniższych zdjęciach kredki SuperShock jednokrotne pociągnięcie kredki:

Dla porównania wycofana Aqua Pop i Savage:


Wycofana Blackberry i Raw Plum.



Teraz parę słów o kredkach do oczu z gąbką. Zacznę od tego, że nazywanie jej końcówki gąbką to mocno naciągane... jest to po prostu kawałek śmierdzącej gumy i do tego dość wątpliwej jakości...




Po jednym pociągnięciu kredki: 

Czterokrotne pociągnięcie kredki:


Producent pisze o:
- wyrazistych kreskach: bzdura, jest twarda i słabo napigmentowana
- gąbeczce do rozcierania: jak wyżej
- gładka aplikacja: nie powiedziałabym, bo trzeba się z nią namęczyć

Odrobinę różni się od brązu i fioletu niebieska- Cobalt Blue, jest odrobinę bardziej miękka i lepiej napigmentowana, ale cóż z tego skoro się okropnie rozmazuje i odbija na górnej powiece...

Deep Violet:

Cobalt Blue:

Bronze Sheen:


Nie polecam ich w ogóle z tego względu, że nawet jeśli ktoś lubi twarde kredki to co z tego skoro pigmentacja jest do niczego.

14 września 2013

Owocowe mleczko do ciała Granat i Mango Avon Naturals

Dziś zapraszam na recenzję lekkiego, a zarazem całkiem przyzwoicie nawilżającego mleczka do ciała o zapachu Granatu i Mango z Avonu. Co prawda kupione jeszcze w grudniu za zawrotną cenę 5,99 zł, ale regularnie stosować go zaczęłam dopiero w połowie sierpnia, bo zimą wolałam bardziej treściwe mazidła i zapach bardziej wpisuje się w letnią porę ;)


Opakowanie to niestety jego minus, bo jest wykonany z bardzo twardego plastiku i wyciskaniu go nie ma mowy, trzeba czekać aż ścieknie po ściankach. Na ten moment stoi na wieczku, bo straciłam cierpliwość do niego... Konsystencję ma typową dla mleczka, mniej gęstą od balsamów, dość rzadką. Biorąc pod uwagę jego pojemność tj. 200 ml jest dość wydajny.

Zapach jest owocowy, słodki, średnio intensywny i bardzo długo utrzymuje się na skórze. Stosując go na noc, gdy budzę się rano wciąż go czuję ;)  



Jak już wspomniałam zimą był dla mnie za lekki dla mojej bardzo suchej skóry. Obecnie ubóstwiam go, bo świetnie nawilża i nie jest to krótkotrwały efekt, szybko się wchłania nie pozostawiając nawet minimalnej warstewki, więc spokojnie można posmarować się nim rano, ubrać się i wyjść z domu bez dyskomfortu.

Skład, który na pewno nie spodoba się przeciwniczkom parafiny w kosmetykach do ciała, ogólnie nie jest za dobry, ale moja fiksacja w kwestii sprawdzania składów odnosi się tylko do kosmetyków do włosów i twarzy ;)



W działaniu i konsystencji przypomina mi jeżynowe mleczko od Yves Rocher, mam wrażenie jakbym smarowała się jogurtem- coś wspaniałego ;)

12 września 2013

Lovely Pearl Nails nr 1: mani kawiorowy


Witam, dziś chciałam Wam pokazać mój pierwszy manicure z użyciem kawioru zwany także bulionem:) Posiadam numer 1, a składa się on z perełek kobaltowych, szarych i fioletowych. Kupiłam je jeszcze w czerwcu, ale z ich użyciem zwlekałam aż do teraz, w sumie wydawało mi się to bardzo czasochłonne, a niesłusznie ;) Sypałam je bezpośrednio na niezaschnięty jeszcze lakier (Sensique nr 169) z buteleczki- bezproblemowo pokrył się cały paznokieć, efekt mnie niesamowicie zauroczył. Cały proces zajął mi góra 2 minuty ;) Próbowałam je potraktować utwardzaczem, ale niestety zrobiły mi się momentalnie srebrne!









Niestety jest to ozdoba góra na 1 dzień, ponieważ przy lekkim uderzeniu w cokolwiek zaczynają odpadać. Nałożyłam je rano, a po wieczornej kąpieli z ferii barw zrobiły mi się po prostu srebrne perełki, które wyglądały również ciekawie, ale już rano zaczęły masowo emigrować z paznokci.

Wiem, że dużo osób popuka się w głowę i powie, że 6,69 zł za takie perełki to drogo jak za zboże, ale czasem babskie zachcianki biorą górę ;) W takiej samej cenie (aczkolwiek ręki nie daję sobie uciąć) był dostępny lakier bazowy, z którego ja zrezygnowałam ;)


P.S. Mój TŻ stwierdził, że te perełki wyglądają musztarda z ziarnami gorczycy... ;-) Zaskakujące skojarzenie:P