Dziś post poświęcam mojemu ulubieńcowi maja- masłu z Green Pharmacy, które absolutnie podbiło moje serce i wiem, że na jednym opakowaniu się nie skończy. Dostałam go w prezencie na Walentynki od TŻ, który wie, że wszystko co różane chętnie przygarnę, ale musiało poczekać w kolejce aż wykończę dwa inne balsamy ;)
Zacznę od zapachu, który jest wyjątkowy- wyczuwalne są w nim wyraźnie nuty zapachowe róży jak i zielonej herbaty, żaden z tych zapachów nie dominuje nad drugim, a współgrają ze sobą. Dzięki temu masłu właśnie pokochałam zapach zielonej herbaty w kosmetykach, którego dotychczas unikałam. Utrzymuje się on na skórze jeszcze długo po użyciu.
Skład:
Wydawać by się mogło, że przez obecność masła shea na drugim miejscu w składzie będzie ciężkie, tłuste i będzie wchłaniać się wieki- właśnie nic bardziej mylnego! ;) Wchłania się bardzo szybko, mniej niż 5 minut, spiesząc się rano można spokojnie szybko się ubrać i wyjść z domu. Jest lekkie, a używanie tego masła to czysta przyjemność. Nawilża naprawdę bardzo dobrze- używam tego masła raz na dwa dni, bo zapewnia mi ono tak długotrwałe nawilżenie, że codzienne używanie go w moim przypadku staje się zbędne.
Jedynym zarzutem jakim można mu postawić to słaba wydajność- używam go od początku maja tak jak napisałam co drugi dzień i już widzę dno, zostało mi go może na 3-4 aplikacje ;) Na jednym z blogów czytając jego recenzję blogerka pisała, że jej starczyło go na 2 tygodnie, więc przy codziennym używaniu właśnie taką ma mniej więcej wydajność.
Widać wyraźnie na zdjęciu, które było robione po dwóch użyciach jaką ma zbitą konsystencję i jakie jest treściwe. Mimo niej jednak aplikacja jest bardzo wygodna i świetnie się rozsmarowuje. Dodatkowym atutem jest opakowanie o sporej średnicy, gdzie można wykorzystać produkt w 100 % nie męcząc się z wyciskaniem produktu... Nawet mając resztki masła na dłoniach zakręcanie i odkręcanie nie sprawia najmniejszych problemów.
Mimo wydajności będę go kupować, bo jeszcze żadne mazidło do ciała nie zdobyło mojego serca aż w takim stopniu bym chciała do niego wracać i poprzez pryzmat działania i zapachu, zazwyczaj jeśli wracam to przez wzgląd na zapach.
mam je na liście zakupowej już od jakiegoś czasu ;-)
OdpowiedzUsuńNigdy nie używałam tego masła do ciała, ale kto wie, może kiedyś się skuszę.. Póki co musze powykańczać zapasy :)
OdpowiedzUsuńMasło do ciała to jest to ; ) Dobry produkt ; )
OdpowiedzUsuńObserwuję i zapraszam do mnie : http://vizualny-swiat.blogspot.com/ ; *
Pozdrawiam ; )
Ładne opakowanie i konsystencja. jak napotkam to masełko to na pewno kupię i wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńMuszę się kiedyś na nie skusić.
OdpowiedzUsuńZapach <3
Uwielbiam te masła, akurat teraz powoli dobija dna wersja z różą. Szkoda tylko, że takie mało wydajne :(
OdpowiedzUsuńJa również na Twoim miejscu bym go kolejny raz zakupiła:) z opisu wygląda obiecująco:)
OdpowiedzUsuńOOoo, musze je wyprobowac :)
OdpowiedzUsuń+obserwujemy?:)
www.tanecznedusze.blogspot.com
Muszę się wreszcie skusić na to masło! Ale zrobię to dopiero jak skończę 0,5 l opakowanie Isany ;O
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja ;) chciałam zakupić to masło, a teraz wiem, że mogę to zrobić bez żadnych przeszkód ;)
OdpowiedzUsuńoooj musi pachnieć wyjątkowo, wygląda na treściwe, Twje ocena pozytwna, więc pal licho wydajność- waero się skusić :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam olej z róży piżmowej!
OdpowiedzUsuńpodoba mi się jego konsystencja ;P Lubię takie typowe masła o gęstej, zwartej konsystencji.
OdpowiedzUsuńKupiłam kilka dni temu i już jestem nim zachwycona. W końcu skóra mnie nie swędzi (o czym pisałam Ci chwile temu w kontekscie balsamu Sorayi).
OdpowiedzUsuń