29 listopada 2014

Nowości Makeup Revolution, Zoeva i Hakuro

Witajcie, pisząc tego posta siedzę po raz pierwszy z maską do włosów z dodatkiem spiruliny i ciekawa jestem efektów ;) A tymczasem pokażę Wam haul z pędzlami marek Hakuro i Zoeva oraz kosmetykami Makeup Revolution, od których się co raz bardziej uzależniam ;)

1) Makeup Revolution matowa szminka w płynie Keep Flying for You
2) Hakuro pędzel do różu H24- jednym słowem w końcu go mam! Róż nakładam codziennie, a mój pędzel z zestawu no name zaczął mnie strasznie męczyć, a o planach zakupowych tego wspominałam już rok temu
3) Makeup Revolution- Iconic 3, jestem po prostu uzależniona od paletek cieni tej marki, ta jest już 3! ;)


4) Makeup Revolution rozświetlacz Golden Light- kompletnie mnie do siebie nie przekonywał dopóki nie obejrzałam filmiku Katosu, w którym go bardzo polecała
5) Makeup Revolution rozświetlacz Pink Lights 
6) Makeup Revolution róż w kremie Rose Cream- wpadł mi w oko z powodu ciekawego koloru;) 
7) Zoeva chyba najbardziej znany pędzel tej marki- do rozcierania 227
8)  Makeup Revolution farbka (wedle tłumaczenia) do brwi Fairest- impulsywny zakup po którym niestety okazało się, że nie jest to farbka a żel do brwi, więc trochę się rozczarowałam tym faktem, ale będę testować i zobaczymy czy go polubię :)
9) Makeup Revolution pigment Allure- kolor na zdjęciach mega mi się podobał, ale natury nie oszukam, w fioletowych cieniach wyglądam jakby ktoś mi podbił oczy
10) Makeup Revolution Temptress- mam ogromną słabość do tego koloru ;)

Na zdjęciu zabrakło jeszcze pędzla do brwi z Zoevy nr 322 ;)

Macie coś z moich nowych nabytków?:) 

28 listopada 2014

Biały Jeleń: hipoalergiczny żel do higieny intymnej Kora Dębu

Markę Biały Jeleń dopiero zaczynam poznawać jest to akurat mój pierwszy produkt nie licząc mydła owsianego, które mam w zapasach ;)


Producent: "Kojący żel do higieny intymnej to specjalnie opracowana formuła do codziennej higieny i pielęgnacji intymnych miejsc kobiety. Zawiera łagodzącą alantoinę oraz kwas mlekowy, który wspomaga naturalne mechanizmy obronne ciała prze zewnętrznymi podrażnieniami. Żel zmniejsza ryzyko występowania infekcji i korzystnie wpływa na błony śluzowe. Zapewnia komfort użycia i długotrwałą świeżość. 
Ekstrakt z kory dębu zawiera łagodzące substancje myjące pozyskiwane z roślin, głównymi substancjami aktywnymi są garbniki. Działa ściągająco oraz łagodzi drobne otarcia śluzówki. Wzmacnia naturalny system ochronny błon śluzowych. Łagodzi stany zapalne oraz przyspiesza gojenie mikrourazów. Ekstrakt z kory dębu wykazuje działanie antybakteryjne i grzybobójcze, przeciwzapalne, ściągające, oczyszczające."

Opakowanie to ogromna 500 ml butla z dozownikiem, który się nie zacinał, dozował taką ilość produktu, która wystarczyła na jednokrotne użycie. Dla mnie plus, że przeźroczyste, bo lubię kontrolować dokładnie zużycie i nie mieć niespodzianki kiedy sięgnie dna, a w zapasach w tym zakresie pustki ;)

Zapach możliwe, że kogoś rozczaruję, ale ja uwielbiam takie zapachy i mi w 100 % przypadł do gustu, bo kojarzył mi się z męskimi perfumami ;)

Konsystencja typowo żelowa, więc żadnego zaskoczenia w tym względzie nie było.


Działanie: produkt pieni się dość dobrze, ale nie intensywnie z czego bardzo się cieszyłam, bo nie znoszę jak produkty do higieny intymnej właśnie tak mocno się pienią. Dużym plusem jest to, że odświeżał na bardzo długo, nie wysuszał skóry. Nie mogę się natomiast wypowiedzieć co do obietnic producenta w zakresie łagodzenia stanów zapalnych czy przyspieszenia gojenia mikrourazów, bo takich problemów z trakcie jego stosowania u siebie nie odnotowałam. Używany dwa razy dziennie wystarczył mi na 2,5 miesiąca także uważam to za bardzo dobry wynik.



Skład:
początek składu niestety nie powala, dopiero na 6 miejscu znajdziemy ekstrakt z kory dębu, zaraz za nim kwas mlekowy i jeszcze przez zapachem alantoinę, po nim zaś pantenol.

Kupiłam go w lokalnej drogerii za 8 zł, także cena jak najbardziej na plus ;)

Dajcie znać co miałyście z tej marki i co polecacie ;-)

26 listopada 2014

Fitomed płyn do kąpieli Kwiat Araniki

Dzisiaj kolejna recenzja kosmetyku z Fitomedu tym razem jest to płyn do kąpieli. Sam kosmetyk wpadł w moje ręce już w czerwcu, ale czekałam z jego używaniem na jesień, a dlaczego wyjaśnię później ;)


Producent: "Kosmetyk do kąpieli w postaci gęstej galaretki, bez zawartości SLS, pieni się na bazie mydlnicy lekarskiej. Zmiękcza wodę, zapobiega wysuszaniu się skóry, poprawia mikrokrążenie, relaksuje. Nie podrażnia, działa aromaterapeutycznie. Aktywne składniki: mydlnica, kwiat araniki, nasiona kasztanowca, igliwie sosnowe, marzanka, substancje nawilżające i osłaniające."

Opakowanie: typowe dla marki Fitomed, prosta szata graficzna, wymienione ekstrakty i właściwości produktu. Pojemność 300 ml, otwierane na klik, mały otwór, ale nie trzeba czekać wieczność na to by wlać go do wanny, bo jego konsystencja nie jest na tyle gęsta by stanowiło to jakiś problem. Właśnie też nie do końca bym ją określiła tak jak producent, czyli jako galaretkę, raczej coś pomiędzy żelem a galaretką.

Zapach: i to jest właśnie ten powód dla którego czekałam z jego używaniem aż do jesieni, nie do końca komponował mi się z latem i upałami, a wiedziałam że kąpiel jesienią z jego użyciem będzie prawdziwą ucztą zapachową. Pachnie według mnie lasem iglastym, dominuje w nim właśnie zapach igliwia sosnowego i nie jest to taki zapach jak w typowych płynach do kąpieli, które pamiętam z dzieciństwa, czyli taki wielki zielony płyn o zapachu "leśnym". Ten jest subtelniejszy i bardziej prawdziwy.  




Działanie: głównym celem mojej recenzji będzie pokazanie, że nie jest to standardowy płyn do kąpieli jakich wiele, tj. wlewamy do wanny, mamy masę piany spod której nie widać człowieka i na dodatek jakiś ładny różowy czy inny kolorek. Na pewno jest to płyn inny i w moim przypadku przełamujący nudę płynów Luksja, których mam sporo i trzeba mieć do niego trochę inne podejście ;) Kolor na zdjęciu wyszedł mi czekoladowy, patrząc na niego w butelce jest czarny- i już to jest dla mnie świetne, oczywiście barwi wodę na taki ciemny brąz/czerń i nie każdemu może się to spodobać. Z uwagi na brak SLS czy SLES nie ma po jego użyciu ogromu piany, jest naprawdę niewielka, ale jak już wspomniałam zapachem nadrabia. Zauważyłam też, że zostawia na skórze taką przyjemną warstwę, która powoduje, że skóra jest o wiele bardziej miękka i mogę spokojnie zrezygnować dzięki temu z balsamu. 



Skład:
ekstrakt z mydlnicy lekarskiej, kwiatu araniki, nasion kasztanowca, igliwia sosnowego, ziela marzanki, gliceryna.

Znacie go?:)

24 listopada 2014

Krem do rąk na bazie organicznego kakao Planeta Organica

Witam! ;) Dziś kilka słów o kakaowym kremie do rąk z Planeta Organica, akurat kosmetyki tej marki do ciała kupuję bardzo chętnie, za to do włosów podchodzę bardzo sceptycznie, bo niewiele z nich się u mnie sprawdziło.


Producent: "Krem stworzony w oparciu o organiczne ekwadorskie masło kakaowe odżywia i doskonale nawilża. Krem natychmiast wsiąka chroniąc skórę przed wpływem negatywnych czynników zewnętrznych."

Opakowanie: niestety pod względem szaty graficznej mnie nie zachwyciło, jedynie ogranicza się do kilku napisów i zmiennego koloru dopasowanego do danej linii kosmetycznej. Pojemność ma standardową, mieści w sobie 75 ml produktu. Otwarcie typu "klik" jest moim ulubionym, bo nie muszę potem się męczyć z zakrętką mając tłuste dłonie, chociaż wiem, że wiele osób takiego nie lubi, bo może się w niekontrolowany sposób otworzyć w torebce.

Zapach: jeśli ktoś spodziewał się tak jak ja wyrazistego zapachu kakao to trochę zapewne się rozczaruje, bo niestety nie jest tak przyjemnie "gorzki" jak prawdziwe, tylko dużo bardziej słodki. Brzydki czy mdły oczywiście nie jest, ale można to ująć tak, że rzeczywistość rozminęła się z moimi oczekiwaniami. Utrzymuje się na skórze nawet do 2 godzin.

Konsystencja: określiłabym ją jako średnio gęstą, na pewno nie jest ani wodnisty ani bardzo gęsty i ciężki.



Moja opinia: jeszcze 2-3 lata temu krem do rąk był dla mnie tylko przykrym obowiązkiem i jeśli już musiałam go użyć to tylko robiłam to przed pójściem spać. Obecnie wiele się zmieniło, bo staram się czerpać z tego przyjemność i polubiłam kremowanie rąk, oczywiście pod warunkiem, że trafię na taki, który spełni moje oczekiwania ;) Akurat ten po części je spełnia. Bardzo szybko się wchłania i nie zostawia żadnej tłustej warstwy, więc po 2 minutach mogę spokojnie wrócić do czynności, które robiłam wcześniej. Jeśli chodzi o nawilżenie to w momencie kiedy nie mam przesuszonych dłoni sprawdza się dobrze- jest optymalne, kiedy np. są już przesuszone z powodu np. intensywnych porządków w domu czy pogody na zewnątrz, która zmusza mnie do skrobania szyb w aucie niestety jest zdecydowanie za słaby. Faktycznie wchłonie się błyskawicznie, ale wtedy kremować dłonie musiałabym co 10 minut żeby przynieść ulgę mojej skórze, wówczas to nawilżenie jest bardzo krótkotrwałe- wystarczy, że pójdę umyć dłonie chwilę po jego aplikacji i znów muszę go użyć. 


Skład:
zawiera już na 2 miejscu w składzie organiczne masło kakaowe, glicerynę, olej jojoba, ekstrakt z jeżówki wąskolistnej, witaminę E, hydrolizowane proteiny pszenicy.

Podsumowując kiedy nie mam większych problemów ze skórą dłoni sprawdza się bardzo dobrze, niestety z przesuszonymi dłoniami nie radzi sobie kompletnie.

22 listopada 2014

Fitomed: ziołowy balsam do ciała Lukrecja Gładka

Mój nastrój dziś jest tak kiepski jak pogoda za oknem, więc nie mam pomysłu na jakikolwiek sensowny wstęp, więc od razu zapraszam Was na recenzję ziołowego balsamu do ciała Lukrecja Gładka z Fitomedu:)

Producent: "
Składniki bioaktywne: wyciąg z lukrecji, nostrzyka, rumianku, prawoślazu, szałwi, witamina E, d-panthenol.
Właściwości: naturalna alantoina zawarta w nostrzyku i prawoślazie znacznie poprawia chłonność preparatu. Balsam dobrze rozsmarowuje się, nie pozostawia białych smug i nie daje uczucia lepkości.
Działanie: nawilżające, regenerujące. Regularne stosowanie balsamu ujędrnia skórę. Naskórek nabiera ładnego połysku, jest gładki i jedwabisty w dotyku.
Fitomed poleca: dla skóry skłonnej do wysuszania się i łuszczenia, oraz do skóry wrażliwej. Skuteczny w łagodzeniu objawów nadmiernej ekspozycji słonecznej."


Opakowanie o pojemności 250 ml jest przeźroczyste, ma otwarcie typu "klik" i dozuje odpowiednią ilość produktu, nie mam problemów z jego wydobyciem i dodatkowo łatwo się go zamyka natłuszczonymi dłońmi.

Zapach jest delikatny i dość słodki, ja bym go określiła jako mleczny, bardzo spodobał się nawet mojej mamie, która w tym względzie jest bardzo wybredna.

Działanie: ma dość wodnistą konsystencję, przez co bardzo szybko się wchłania i nie zostawia żadnej tłustej warstwy, można go spokojnie użyć rano, ubrać się i szybko wyjść, a więc zapewnienia producenta w tej materii sprawdziły się. Konieczne jest jego codzienne używanie, ale tylko na nogi (akurat skórę w tym obszarze jesienią i zimą mam dość wymagającą) ponieważ wieczorem następnego dnia skóra jest już lekko ściągnięta i czuję, że muszę go ponownie użyć. W przypadku np. ramion nie jest konieczne jego codziennie stosowanie. Aczkolwiek nie jest to dla mnie problem, bo jesienią i zimą jestem dużo bardziej zmobilizowana do regularnego używania różnych mazideł. I faktycznie regularnie stosowany bardzo ładnie ujędrnia skórę.

Wydajność: używam go od miesiąca i jestem w połowie opakowania, także myślę, że jest w porządku.


Skład:
Na 8 miejscu w składzie ukryła się parafina, na szczęście dopiero po wielu ekstraktach i stosując go nie czuję postępującego wysuszenia, z którym miałam do czynienia w przypadku innych balsamów, gdy ten składnik był już na drugim miejscu.

Polubiłam go, ale myślę, że byłby idealny na lato, ponieważ wtedy moja skóra nie jest zbyt wymagająca, bo unikam słońca jak mogę ;)

Znacie go?:)

19 listopada 2014

Płyn micelarny Garnier 3 w 1 All in One Micellar

Witam;) Mnóstwo z Was polecało mi płyn micelarny Garniera, na blogach również jest wiele jego pozytywnych opinii. Wstrzymałam się z recenzją do czasu aż będę wiedzieć na ile on mi realnie starczy, bo dla mnie była to kluczowa kwestia przy jego pojemności, więc teraz mogę parę słów o nim naskrobać ;)


Opakowanie o ogromnej pojemności 400 ml to przeźroczysta plastikowa butelka- dla mnie duży plus, bo dokładnie widzę jego zużycie. Otwiera się go lekko, nie sprawia to najmniejszych problemów, nakrętka nie oderwała się w trakcie używania, plus również za to, że nic nie przecieka i można go bez obaw gdzieś ze sobą zabrać.

Zapach: faktycznie jest bezzapachowy (mało odkrywcze, ale płyn micelarny z Green Pharmacy, o którym pisałam tutaj w założeniu bezzapachowy miał dość wyrazisty i nieprzyjemny zapach).


Działanie: mam skórę wrażliwą i dla mnie najważniejsze jest to by micel jej nie podrażniał oraz nie powodował szczypania i w tej kwestii nie mam mu nic do zarzucenia, bo jest bardzo delikatny i nigdy nie miałam nawet lekko zaczerwienionej skóry po jego użyciu. Ze zmywaniem makijażu radzi sobie świetnie- to drugi płyn micelarny, którym mogę wykonywać demakijaż oczu i nie potrzebuję osobnego produktu (wcześniej z tym zadaniem poradził sobie tylko lipowy Sylveco, o którym pisałam tutaj), radzi sobie zarówno z tuszem jak i z kreskami wykonanymi eyelinerem. Podkład zmywa również dobrze, nie pozostawiając przy tym irytującej lepkiej warstwy. Nie zauważyłam żeby przyczyniał się do powstawania niedoskonałości.

Wydajność: jak na początku wspomniałam sprawa dla mnie była ważna, ponieważ zakładałam, że skoro ma pojemność 400 ml powinien mi wystarczyć na co najmniej 3 miesiące, skoro standardowe 150-200 ml wystarczały mi na 1,5 miesiąca. Niestety nie wiem dlaczego jest baaardzo niewydajny, otworzyłam go na początku października i mam aktualnie tylko resztkę, która na pewno skończy się jeszcze w tym miesiącu, a więc dwumiesięczna wydajność trochę zaskakuje.

Skład:
w składzie znajdziemy glicerynę co wg mnie jest na plus.

Na koniec małe porównanie z płynem Sylveco, o które prosiłyście mnie w komentarzach. Na pewno zabrakło mu właściwości pielęgnacyjnych, które niewątpliwie ma Sylveco, bo często traktowałam go nawet jak tonik i skóra była po nim miękka i ukojona. Garnier po prostu zmywa makijaż, ale nie mam mu absolutnie nic do zarzucenia i chętnie będę do niego wracać.

Cena: regularna wynosi 18 zł, w promocji do kupienia jest nawet za 11 czy 12 zł.

Jakie są Wasze odczucia po używaniu tego płynu? I przede wszystkim jak oceniacie jego wydajność?

17 listopada 2014

Inteligentnie nawilżający krem do twarzy na dzień GoCranberry

Cześć! :) Gdy kupowałam ten krem rok temu na wakacjach marka ta była praktycznie nieznana, kilka recenzji na blogach, które można było policzyć na palcach jednej ręki, w tym momencie zaczęła ona wypuszczać nowe kosmetyki i stała się co raz bardziej rozpoznawalna. Mnie do zakupu skłonił sprzedawca z zielarni w moim mieście.

Producent: "Inteligentnie Nawilżający Krem Do Twarzy na dzień GoCranberry przeznaczony jest dla każdego typu cery, szczególnie dla skóry suchej, szorstkiej. Krem tworzy barierę ochronną zapobiegającą wysuszeniu skóry, wygładzą ją oraz pozostawia pełną blasku. Skóra nie traci wilgoci nawet w niekorzystnych warunkach, takich jak wysoka temperatura, wilgotność, klimatyzacja, zanieczyszczenie środowiska, stres, dym tytoniowy. Lekka formuła kremu sprawia, iż idealnie nadaje się jako baza pod makijaż".


Opakowanie o standardowej pojemności 50 ml w opakowaniu z pompką. Oczywiście na plus jest to, że jest ono higieniczne, na minus fakt, że samo w sobie jest dość ciężkie i nie umiem wyczuć ile mi go zostało do końca, bo nawet pod światło nie widać zużycia. Najistotniejsze informacje znajdziemy na kartoniku, który był zabezpieczony dodatkowo taśmą, dzięki czemu mamy 100 % pewności, że nikt się do niego nie dorwał.

Zapach, bardzo mi przypadł do gustu, jest to wiernie oddany zapach żurawiny, w tle wyczuwalna jest słodka nuta, która jednak jest zdominowana charakterystyczną kwaskowatą;> 

Konsystencja: jest naprawdę gęsty, więc nie zgadzam się z tym, że ma lekką formułę.

Na zużycie kremu mamy 3 miesiące od otwarcia.


Podejrzewam, że każdy kto po raz pierwszy przeczyta formułkę "inteligentnie nawilżający" zacznie się zastanawiać o co w tym tak naprawdę chodzi i czy faktycznie jest taki inteligentny? Czy dopasuje się do moich potrzeb? Szczerze mówiąc moja droga do polubienia tego kremu była bardzo długa i wyboista. Na początku go akceptowałam, bo ładnie się wchłaniał i pozostawiał skórę miękką i nawilżoną. Stan szczęścia nie trwał zbyt długo, bo tylko dwa tygodnie, potem zaczęło mi coś w nim bardzo nie pasować, ale nie zmienia to faktu, że w tym czasie zdążyłam go polecić mojej koleżance ;) Co mianowicie mi w nim nie pasowało? Niestety w ogóle nie chciał się wchłaniać, nałożony nawet w małej ilości zostawiał na skórze tłustą powłokę. Testowałam go, gdy miałam możliwość dłuższego przebywania w domu i cóż? Nakładany o 9 rano był bardzo wyczuwalny na skórze nawet do 18- przyznam, że pierwszy raz się z czymś takim spotkałam. Oczywiście nie nadawał się pod makijaż mimo zapewnień producenta. Odpuściłam używanie go w dzień i jedynie stosowałam go na noc. Później kiedy zrobiło się trochę chłodniej nadal stosowany na noc zdecydowanie bardziej zaczął mi odpowiadać, ponieważ zaczął się wchłaniać bez pozostawiania tłustej warstwy, dostarczał mi odpowiednią dawkę nawilżenia, a szczególnie polubiła go moja skóra szyi i dekoltu. Do pozytywnych rzeczy zaliczam to, że nie zapychał. Mam suchą skórę i skoro u mnie się nie sprawdził to nie wiem czy mogę go polecić osobom o mieszanej skórze, osobom o tłustej zdecydowanie bym odradziła.
Jak widzicie formułkę inteligentnie nawilżający można włożyć między bajki.



Skład:
gliceryna, olej arganowy, masło arganowe, pantenol, skwalan, wosk pszczeli, ekstrakt z żurawiny wielkoowocowej, alantoina, witamina E -> naprawdę bogaty, a sam zapach na ostatnim miejscu.

Podsumowując mam mieszane uczucia i nie wiem czy chciałabym go kupić go jeszcze raz, jeśli bym się zdecydowała to tylko zimą i tylko na noc. 

Ja kupiłam go za 30 zł, ale obecnie podrożał do 35 zł.

Znacie tą markę?

15 listopada 2014

Maska do włosów Kallos Latte

Cześć dziewczyny, powrót do pracy po długim weekendzie okazał się bardzo pracowity, wszyscy po prostu oszaleli i chcieli wszystkiego na już, a człowiek się nie rozdwoi, znacie to? Dziś kilka słów o masce do włosów, akurat ich ostatnio najwięcej mi przybywa;) Bohaterka dzisiejsza to Kallos Latte i mam wrażenie czytając jej recenzje, że albo się ją lubi albo nie.


Opakowanie nie jest za duże, ma tylko 275 ml, ale jest bardzo wygodne, bo można zużyć maskę do ostatniej kropli. Jest wydajna, starcza mi na jakieś 6-7 razy. Sama maska ma dość gęstą konsystencję- wygląda trochę jak budyń i do złudzenia przypomina jego zapach, który utrzymuje się do na włosach do następnego mycia. Cieszę się, że nie wymyślono dla niej opakowania w postaci tubki.


Potrzeby moich włosów bardzo się zmieniły- kiedyś nie lubiły protein i gdy kupiłam tą maskę po raz pierwszy włosy jedynie po niej dużo bardziej błyszczały, ale żadnych innych walorów nie dostrzegałam. Teraz całkowicie inaczej po jej użyciu się zachowują, ponieważ oprócz blasku odnotowuję bardzo ładne wygładzenie bez przyklapu- a na to zwracam dużą uwagę, są miękkie i łatwo się rozczesują.

Włosy z maja 2013 po użyciu tej maski:



Skład:

Dostępna jest w internecie, w sklepach fryzjerskich i w Hebe w promocji za 4,99 w cenie regularnej za 5,99.

Znacie ją?:) To akurat moje kolejne i na pewno nie ostatnie opakowanie ;)

10 listopada 2014

Zakupy październikowe

Ciężko mi było ostatnio zrobić zdjęcia z uwagi na pochmurną pogodę, ale nie mogłam z tym postem czekać w nieskończoność ;) Zakupów kosmetycznych w październiku nie było u mnie za dużo, głównie się skupiłam na uzupełnieniu jesiennej garderoby;)

1) Tusz L'oreal False Lash Wings- od dawna był na mojej liście marzeń
2) Tusz L'oreal So Couture- jedna z Was bardzo mi go polecała, więc nabyłam;)
3) Maseczka Montagne Jeunesse rozgrzewająca ze smoczym owocem oraz gratis w postaci maseczki peel off z granatem
Lakiery Sally Hansen:
4) Lakier Xtreme Deep Purlpe 
5) Lakier Sugar Coat: Candy Corn
6 i 7) Lakiery Fuzzy Coat Tight Knit i Fuzz-Sea
8) Lakier Mermaid's Tale 
9) Lakier I Love Lilac 
10) Lakier Pink Slip- kolor kompletnie nie w moim stylu, ale będzie mi służył jako bazowy
Lakiery Golden Rose: 
11 i 12) Rich Color nr 28 i 129


13) Masło shea
14) Isana żel peelingujący limonka i kwiat jabłoni
15) Szampon brzozowy Barwa Ziołowa
16) Odżywka Joanna Naturia z pokrzywą i zieloną herbatą
17) Nowy Kallos Algae

I to by było na tyle ;) Lakierów sporo, ale nie kupowałam ich kilka miesięcy i wyszły zakupy hurtowe ;) Jak u Was w październiku?:)

9 listopada 2014

Bioluxe: odżywczy cedrowy krem do stóp

Niedawno recenzowałam magnoliowy krem do stóp Bioluxe, który bardzo polubiłam, a dziś kilka informacji o jego cedrowym bracie.


40 ml opakowanie z miękkiego plastiku i pozwala wycisnąć krem do ostatniej kropli, posiada dość duży otwór. Konsystencja jest średniej gęstości.
Zapach: na początku ciężko było mi do niego przywyknąć, bo był dość intensywny, ale z czasem się przyzwyczaiłam i go polubiłam. Kojarzył mi się z takim lekiem z dzieciństwa, którym moja mama nacierała mi klatkę piersiową i potem przykrywała mnie kocem na wygrzanie się ;) Jeśli ktoś nie miał z nim do czynienia to napiszę, że pachnie jak drzewo iglaste;)

Skład:
zawiera olej słonecznikowy, olej palmowy, olej cedrowy, glicerynę.

Działanie: sprawdzał się u mnie tylko na noc i tylko gdy stopy były w dobrej kondycji. Nie mogłam go używać na dzień, bo krem ten w ogóle nie chciał się wchłaniać i kiedy ktoś mi niespodziewanie zadzwonił do drzwi to o mało nie zgubiłam po drodze butów, tak mi się stopy ślizgały ;) Używany na noc i dodatkowo gdy nałożyłam skarpetki rano efekt był zadowalający, ale tylko gdy stopy nie były przesuszone, bo z tym sobie nie radził wcale. 


Podsumowując od zadań specjalnych był krem magnoliowy, o którym pisałam tutaj, a cedrowy tylko gdy stopy były w dobrej kondycji, bardziej jako prewencja ;)

Dostępny jest on na stronie Skarbów Syberii (klik) w cenie: 4,90 z moim rabatem z bloga 30 % mniej;)

Fakt iż otrzymałam go w ramach współpracy nie miał wpływu na moją opinię.

4 listopada 2014

Pianki do golenia Venus: melonowa i konwaliowa

W tym tygodniu udało mi się w końcu zdenkować te nieszczęsne pianki do golenia, czyli melonową i konwaliową marki Venus. Zawsze na mojej wish liście znajdowała się żurawinowa, ale w moich Rossmannach nie ma tego wariantu, a w żadnej innej drogerii tej wersji nie spotkałam.


Opakowania:
Z pozoru wyglądają identycznie, ale niestety różnice w użytkowaniu tych pianek były ogromne. O ile pompka w konwaliowej działała bez zarzutu i dozowała dużą ilość produktu, tak melonowa była wielką porażką. Na samym początku żeby cokolwiek wycisnąć trzeba było użyć siły Pudziana, której ja niestety nie mam, więc niejednokrotnie 10 minut spędzałam na wyciskaniu. Pewnego wieczoru jak męczyłam się żeby coś wycisnąć ta pianka dosłownie mi wybuchnęła w rękach- powiem szczerze przeraziłam się nie na żarty, co prawda po tym działała już bez zarzutu, ale co z tego skoro o mało nie dostałam zawału?




Konsystencja:
Również bardzo się różniły między sobą. Konwaliowa była w 100 % pianką, taką "puchatą", całkiem przyzwoicie się rozprowadzała na skórze. Melonowa była bardzo wodnista i szybko się rozpuszczała spływając ze skóry.
 
Zapach:
Tylko w tym przypadku przewagę ma melonowa, bo pachniała dość przyjemnie, chociaż chemicznie. Konwaliowa ma bardzo sprzeczne opinie- jednym ten zapach się bardzo podoba, inni narzekają- ja niestety znajduję się w tej drugiej grupie. Dlaczego? Niedawno miałam płyn do mycia podłóg Ajax konwaliowy i ta pianka pachnie identycznie. Na dodatek zapach tej pianki bardzo długo utrzymywał się na skórze, nawet do kilku godzin. Czy ktoś czerpałby przyjemność z używania kosmetyku, który pachnie tak samo jak środek czystości?

 
Działanie:
Chyba nikogo nie zdziwię, jeśli napiszę, że i na tym polu bardzo się różniły od siebie. Konwaliowa dawała dobry poślizg, była wydajna i bardzo dobrze mi się jej używało, nie rozpuszczała się zbyt szybko. Melonowa podrażniała mi skórę- nie raz pojawiały się czerwone plamy po jej użyciu, skóra była przesuszona, na dodatek mega szybko rozpuszczała się- nie zdążyłam ogolić jednej pachy, kiedy na drugiej już nie było pianki...

Po lewej melonowa, po prawej konwaliowa- jedno naciśnięcie pompki, aróżnica znaczna...

Skład konwaliowej:
patrząc na ten skład obecność gliceryny, oleju kokosowego, alantoiny i pantenolu nie robi żadnego wrażenia

Skład melonowej:

Miałyście? Co sądzicie?

2 listopada 2014

Dr. Organic: organiczna maska do twarzy olejek różany

Witam, dzisiaj przybliżę Wam kolejny produkt marki Dr. Organic, tym razem będzie to kosmetyk z linii różanej.


Producent: "Oczyszczająca i nawilżająca maska do twarzy do skóry normalnej i przetłuszczającej się. Stworzona na bazie organicznego olejku różanego, aloesu, glinki porcelanowej, masła shea, masła kakaowego, rumianku, kwiatu lipy, nagietka lekarskiego, passiflory, witaminy E oraz geranium i olejków eterycznych z goździków. Intensywna formuła nawilżająca głęboko nawadnia skórę, wspomaga jej oczyszczanie oraz usuwanie nadmiaru sebum. Skóra błyskawicznie staje się oczyszczona, bardziej sprężysta, nawilżona i lśniąca. ten produkt sprzyja gładszemu, piękniejszemu wyglądowi skóry, dzięki niemu wygląda młodziej i odzyskuje swoją naturalną sprężystość."


Opakowanie to tubka z miękkiego plastiku o pojemności 125 ml, zapakowana dodatkowo w kartonik. Ma średniej wielkości otwór, można wydobyć potrzebną ilość produktu, samo otwarcie równieżnie sprawia problemów.

Wiele razy już wspominałam, że jestem fanką różanego zapachu, bez zastanowienia wymieniłabym go jako mój ulubiony, dlatego zapach tej maseczki jest ekstazą dla moich zmysłów. Jest intensywnie wyczuwalny nie tylko podczas nakładania jej, ale utrzymuje się aż do jej zmycia. Dlatego też przy okazji poprzedniej recenzji, czyli kremu do oczu z linii granat (o którym pisałam TU) wspomniałam, że kolejnym produktem Dr. Organic, który nabędę będzie różany krem pod oczy i czuję, że tylko na nim się nie skończy:)



Działanie: Maseczka jest dość gęsta, nakłada się ją na 10 minut na suchą skórę i zmywa ciepłą wodą. Czasem przetrzymuję ją przez 15-20 minut. Na twarzy zachowuje się jak typowa glinka, po kilku minutach całkowicie zasycha. Nie ściąga skóry na twarzy, nie powoduje żadnego dyskomfortu. W przypadku zwykłej glinki zraszam ją zazwyczaj hydrolatem, w przypadku tej maseczki w ogóle nie odczuwałam takiej potrzeby. Po jej zmyciu skóra jest naprawdę oczyszczona i przy tym lekko nawilżona, co mnie pozytywnie zdziwiło to fakt, że jest naprawdę rozświetlona- takiego efektu nie uzyskałam jeszcze dzięki żadnej maseczce.


Skład:

Już na trzecim miejscu w składzie znajdziemy moją ukochaną białą glinkę, na pierwszym aloes, na drugim wodę- lepszego składu chyba nie można sobie wyobrazić zwłaszcza, że dalej znajdziemy inne cudowności. Na 5 miejscu w składzie znajduje się także masło shea, które w przypadku występowania w kremach do twarzy powodowało zazwyczaj wysyp pojedynczych pryszczy- w przypadku tej maski nie miałam z tym problemu.


Fakt, iż otrzymałam produkt w ramach współpracy nie wpłynął na moją opinię.

Maseczka dostępna jest pod tym linkiem, w cenie 34,95 zł.