30 listopada 2013

Mini recenzje trzech kosmetyków z Avonu

Będą to mini recenzje, ponieważ uznałam, że p pierwsze te kosmetyki nie zasługują na osobnego posta, a po drugie na tyle mi nie przypadły do gustu, że ich testowanie skończyło się błyskawicznie. 



Kredka/cień w kredce Big Colour w odcieniu Pink Diamond



 Dopiero co zaczynam używać cieni i pomyślałam, że taki uniwersalny i delikatny kolor bardzo by mi się przydał. Spodziewałam się, że nie będzie posiadał żadnych drobinek, bo katalogu nie było na ten temat ani słowem wspomniane, niestety ma masę srebrnego brokatu. Niestety jego wady na tym się nie kończą. Jest bardzo nietrwały, po 3 godzinach na oku i co najgorsze pod okiem, zostaje masa tegoż właśnie brokatu, a koloru nie ma żadnego... Znika. Pomijając ten fakt byłyby to udany produkt, bo jest miękka i ma dobrą pigmentację, ale chyba nie można mieć wszystkiego. 



 Cena, w której przeważnie występuje w katalogu to 17,99.


Lakier do paznokci Mod Gold 



Na wstępie zaznaczę, że wszelkie lakiery złote, srebrne i z brokatem są całkowicie nie w moim stylu, ale wiadomo jak to bywa w Avonie, w katalogu coś sobą zainteresuje, na żywo rozczaruje spodziewałam się po prostu czegoś innego. Pomalowałam nim paznokcie tylko na jeden wieczór, bo idealnie pasował mi do czerwonej sukienki, później go zmyłam, bo wg mnie taki kolor nie pasuje na co dzień. Do pokrycia płytki wystarczyło dwie warstwy, ale sechł długo i był dość gęsty. 

 


Podkład rozświetlający Luxe  Miracle



Seria Luxe w Avonie charakteryzuje się tym, że kosmetyki mają eleganckie opakowania, dużo wyższe ceny i jakby mogło się wydawać, powinny co za tym idzie mieć wyższą jakość. Pytanie dlaczego tak się nie stało w tym przypadku? Na początek powiem, że nazwanie tego koloru Porcelanowym jest kompletnym nieporozumieniem, bo dla mnie ten kolor wypada jak żywa pomarańcza.


Pomimo, że od lat używam pędzli, to tym razem postanowiłam rozsmarować go palcami i już wtedy coś mi w nim nie pasowało, jest bardzo tłusty, ciężko się go rozsmarowuje na twarzy. Co za tym idzie, bardzo ciężko go potem zmyć z dłoni, z czym się spotykam pierwszy raz. To obiecywane rozświetlenie na mojej twarzy wyglądało dosłownie jak smalec, a to nie mały wyczyn przy mojej suchej skórze. Moja skóra nie była rozświetlona, a po prostu usmarowana czymś tłustym i pomarańczowym. 

Skład:

Cena regularna oscyluje w granicach 50 zł.

29 listopada 2013

Tag: Kierowcą być

Miałam wczoraj napisać post, ale miałam dość ciężki dzień;) Wstałam o 6, a od października nie zdarzyło mi się w zasadzie wstać przed 9, potem miałam rajd po czytelniach i bibliotekach i w tzw. międzyczasie strasznie zmarzłam, więc po powrocie do domu musiałam się zagrzać i przespać ;) A dziś jeszcze muszę zrobić referat na ćwiczenia, tym samym przypomniałam sobie jak bardzo nie lubię publicznych wystąpień... 

Ostatnio troszkę czytałam odpowiedzi na ten TAG, pierwszy raz go widziałam u Czarownicującej i postanowiłam odpowiedzieć, bo bardzo mnie zainteresował;) 

1. Za którym razem zdałaś prawo jazdy? 
Za drugim. Za pierwszym bardzo zjadł mnie stres, chciałam wszystko bardzo szybko zrobić by nie czekać nie wiadomo ile np. na skręt w lewo;) 

2. Ile lat masz już prawo jazdy? 
5 lat. 

3. Jakie kategorie prawa jazdy posiadasz? 
Tylko B i więcej nie planuję ;) 

4. Jakim samochodem odbyłaś swoją pierwszą samodzielną jazdę? 
Niestety cytryną, czyli Citorenem C3, źle mi się jechało tym autem ;) 

5. Za co dostałaś swój pierwszy mandat? 
Odpukać w niemalowane! nigdy nie dostałam mandatu- pomimo, że jeżdżę dość szybko, ale o światłach zawsze pamiętam...;) 

6. Twój ulubiony zapach do samochodu? 
Nie lubię żadnych zapachów do samochodu, nie było u mnie nigdy żadnej choinki i nie będzie. 

7. Jaki rodzaj muzyki słuchasz jeżdżąc autem? 
Rzadko słucham muzyki w aucie, czasem włączę radio, ale nie przykładam wagi do stacji. 

8. Co jest dla Ciebie "must have" w Twoim aucie? 
Może to dziwne, ale zawsze muszę mieć w nim parasol i płaskie buty na zmianę, a w zimie wożę dodatkową parę rękawiczek na wypadek gdyby przy odśnieżaniu mi się przemoczyła jedna para.  

9. Jak często sprzątasz swoje auto? 
Jakieś z góry ustalonej częstotliwości nie mam, ale kiedy widzę, że już tego potrzebuje, chętnie go sprzątam;) 

10. Jaka była Twoja najdalsza podroż samochodem jako kierowca? 
Akurat długie trasy są moją słabą stroną, jakoś wolę poruszać się po mieście niż na dłuższych trasach, aczkolwiek najdłuższa to było w sumie 60 km w jedną i drugą stronę w lipcu. Postanowiłam sama się wybrać do mojej ciotki, ale nie wspominam tego miło, bo miejscowi jeździli jak szaleni i miałam duszę na ramieniu. 

11. Czy zdarzyło Ci się kiedyś złapać gumę i zmieniać przebitą oponę? 
Znów odpukać w niemalowane, nie zdarzyło się;)

12. Mapa papierowa czy nawigacja? 
Pytanie raczej, na które nie mogę udzielić odpowiedzi popartej doświadczeniem, przez pryzmat odpowiedzi na pytanie 10, ale chyba nawigacja byłaby dla mnie lepsza;) 

13. Czy lubisz podróżować jako pasażer? 
To zależy z kim ;) Nie lubię jeździć z ludźmi, którzy jeżdżą zbyt wolo albo zmieniają pasy co minutę.

14. Preferujesz wolną czy szybką jazdę samochodem? 
Niestety szybką, to taki nałóg już chyba, nie potrafię wolno jechać, nawet gdy się nie spieszę nigdzie... 

15. Czy zawsze zwracasz uwagę na znaki? 
Akurat jestem wzrokowcem, więc zawsze ;) Od razu wpada mi w oko jakakolwiek zmiana znaku na trasie. Widzę kiedy ludzie jeżdżą na pamięć, chociażby na jednym ze skrzyżowań wczoraj jedna kobieta o mało nie spowodowała poważnego wypadku, bo zmieniono pas jazdy prosto na pas w lewo co do niej dotarło dopiero pod sygnalizatorem, a ja jechałam za nią, ale coś czułam, że kombinuje, a mężczyzna na pasie obok o mało nie dostał zawału;D 

16. Co najbardziej Cię denerwuje u innych kierowców? 
Tu mogłabym chyba książkę napisać... ;) Nie używanie kierunkowskazów, parkowanie na dwóch miejscach na raz, u kobiet to, że są bardzo niezdecydowane- potrafią stać np. 5 minut przy skręcie w lewo i mając masę dobrych momentów do skrętu nadal stoją, a potem zaczynają to robić w najmniej odpowiednim momencie, kierowcy, którzy jadący prosto, którzy nie robią miejsca dla tych, którzy mogliby pojechać na zielonej strzałce w prawo.  

17. Jaką porą roku lubisz jeździć najbardziej i dlaczego? 
Wiosną i jesienią. Latem nie lubię, bo nie mam klimatyzacji, więc jazda moim samochodem przy wysokiej temperaturze to darmowa sauna dla mnie. Zimą z kolei pomimo tylu lat jazdy boję się czasem, bo nigdy nie wiadomo jaka będzie pogoda, a najbardziej boję się zalodzonej powierzchni... Mieszkam w takim miejscu gdzie muszę jadąc do centrum pokonać trasę, gdzie jest dużo stromych górek, także już mi się zdarzyło jechać w ten sposób, że zjeżdżało się z górek pojedynczo, dopiero jak jedno auto zjechało następne dopiero to robiło, bardzo stresująca sytuacja. Dodatkowo przy drapaniu auta z lodu cierpią na tym moje dłonie, są czasem przesuszone i popękane.

18. Jazda w dzień czy w nocy? 
Zdecydowanie w nocy, nie ma takiego ruchu i pomimo wyłączonej sygnalizacji w całym mieście praktycznie jest taki specyficzny klimat ;) 

19. W czasie upału otwarta szyba czy klimatyzacja? 
Z braku tej drugiej, zostaje mi tylko opcja nr 1;D

20. Jaki jest Twój wymarzony samochód? 
Podobają mi się limuzyny od jakiegoś czasu i to na pewno jest coś w stylu (koniecznie czarnego) Chevroleta Malibu 2.0d LTZ. Na pewno sobie kiedyś taki kupię ;)

26 listopada 2013

Catrice: puder rozświetlający (Prime and Fine Highlighting powder)

Dokładnie miesiąc temu zakupiłam rozświetlacz Catrice ze stałej oferty, czyli Prime and Fine Highlighting Powder, w drogerii Natura, także czas na jego recenzję ;)

Jest on dostępny za 18,99, czyli trochę taniej aniżeli rozświetlacze z limitek, za które trzeba trzeba zapłacić już powyżej 20 zł.

Opakowanie otwiera się ciężko, gdyby nie moje dłuższe paznokcie musiałabym się nieźle namęczyć z jego otwieraniem. Rozczarowuje mnie to, że pomimo jego solidnego wykonania nie ma lusterka, bo mam wrażenie, że idealnie by się wpasowało w to opakowanie, zwłaszcza, że nie jest wykonane z przeźroczystego plastiku. Napisy się nie ścierają i nie sądzę, że przy dłuższym użytkowaniu to nastąpi. 


Po miesiącu codziennego używania widzę jego zużycie, ale jest ono bardzo nieznaczne, także jest bardzo wydajny.



Jeśli chodzi o same właściwości rozświetlające, zawsze zaciągam zasłonę i maluję się przy sztucznym świetle, co od razu pozwoliło mi dostrzec jego potencjał. Daje on złote/ szampańskie wykończenie, nie spodziewałabym się po sobie że kiedykolwiek taki kolor mi się spodoba, więc jest to zaskoczenie nawet dla mnie ;) Posiada malutkie złote drobinki, bardziej określiłabym to jako pył. Jeśli ktoś nie lubi tak jak ja dyskotekowego brokatu, powinien być zadowolony, bo naprawdę trzeba się w patrzeć w palce po jego potarciu by dostrzec ten pył, a co dopiero na twarzy... ;) I też muszę przestrzec- trzeba uważać z ilością, bo jeśli się przesadzi, w sztucznym świetle jest on bardzo widoczny i można zrobić z siebie złotą choinkową bombkę co nie wygląda zbyt atrakcyjnie- a mnie się to niestety raz zdarzyło na co TŻ nie omieszkał mi zwrócić uwagi ;) Jeśli chodzi o światło dzienne/naturalne to jest on praktycznie niewidoczny, lekkie rozświetlenie, niekoniecznie zauważalne dla innych. 
Myślę, że to bardzo dobry rozświetlacz na tę porę roku, kiedy szybko zachodzi słońce i przebywa się w pomieszczeniach oświetlanych sztucznym światłem ;)

 Bez lampy:

Z lampą:

Skład:

Próbowałam uchwycić to jak wygląda na twarzy w świetle dziennym i sztucznym, niestety nie udało mi się tego zrobić :(

Po przeglądnięciu opinii na KWC jestem zdziwiona, że nikt nie zauważył takiej ogromnej różnicy jak on się prezentuje w świetle dziennym, a sztucznym, bo różnica jest kolosalna!:)

24 listopada 2013

Szampon Love2Mix z efektem laminowania

Witam, już dawno nie recenzowałam żadnego rosyjskiego kosmetyku także dziś zapraszam na lekturę szamponu regeneracyjnego Love2Mix z efektem laminowania, z ekstraktem z mango i awokado przeznaczonego dla zniszczonych włosów. Mam go najdłużej ze wszystkich szamponów tej marki, bo aż od kwietnia, a w tym momencie już mi się praktycznie kończy.


Opakowanie podobnie jak w przypadku szamponów, które już wcześniej recenzowałam tej marki jest bardzo wygodne, dziubek otwiera się bez problemu, nie wyślizguje się z mokrej reki. Jedyną w zasadzie wadą jest to, że nie wiadomo ile zostało do końca, bo nawet pod światło tego nie widać. 

Zapach bardzo mi się podoba, przypomina mi kwaśne owoce. Utrzymuje się na włosach tylko dopóki są one mokre. 

Konsystencja jest żelowa, o perłowym pomarańczowym kolorze. Dla mnie odpowiednia, nie przelewa się przez palce. Pieni się dobrze, także osoby, które nie lubią się męczyć ze słabo pieniącymi się szamponami powinny być zadowolone.


Zdecydowałam się na niego, ponieważ z góry wiem, że tradycyjny zabieg laminowania nie jest dla mnie, spodziewałabym się po nim raczej miotły na włosach. Doświadczenie takiego efektu po dwóch kroplach hydrolizowanej keratyny skutecznie mnie tego nauczyło. Moje włosy bardzo nie lubią protein w formie półproduktów, tolerują je w gotowych kosmetykach, ale też nie zbyt często. 

W kwietniu miałam sporo krótsze włosy, jeszcze lubiły żyć swoim życiem, tj. wywijać się ku górze, a ten szampon naprawdę pomógł mi je "ogarnąć". Po nim były ultragładkie i błyszczące. Obecnie już nie mam problemów z wywijaniem się ich, ale to co zostało to niesamowity blask! Osobiście nie miałam nigdy szamponu, który by powodował taki efekt na moich włosach, nawet często odżywka czy maska nie jest w stanie go z nich wydobyć. 
Zmywa bardzo dobrze oleje, dobrze oczyszcza włosy. Rzadko stosuję po nim cokolwiek, ponieważ nie plącze mi włosów, bez problemu je rozczesuję.
Jestem z niego niesamowicie zadowolona, ja mam proste włosy i czytając o nim opinie, właśnie zauważam, że prostowłose dziewczyny są z niego zadowolone, a kręconowłose zupełnie odwrotnie :)


Skład:
 na pierwszym miejscu woda z ekstraktem z mango, na drugim olej awokado, na dalszym hydrolizat protein pszenicy, hydrolizat protein ryżu.

Miałyście go? Polubiłyście?:)

22 listopada 2013

Haul: Rossmann -40 % na kolorówkę

Witam serdecznie ;) Na początku przepraszam za brak aktywności na waszych blogach, ale mój laptop jest w naprawie i użytkuję gościnnie mojej mamy :) Dziś szybki haul tego co kupiłam w Rossmannie- udało mi się dostać wszystko co miałam w planach, a całkiem niespodziewanie pod wpływem impulsu znalazła się pomadka w kredce w koszyku:D




1) Podkład Rimmel Match Perfection- 010 Light Porcelian, nie miałam go jeszcze nigdy, ale na podstawie testera wydał mi się bardzo jasny i zaryzykowałam, 22,79
2) Perełki Lovely nr 4 i 6, 4,59
3) Pomadka w kredce Bourjois Color Boost w kolorze Peach on the Beach, ale po głowie chodzi mi też Orange Punch, a miałam nic nie kupować do ust... 16,79
4) kredki: Manhattan kajal (9,59), Maybelline Colorama (7,19), Maybelline Master Drama (14,39), Manhattan X-act eyeliner (9,59)
5) Puder rozświetlający L'oreal nr 02 Rose Radieux 31,79

Jesteście czegoś szczególnie ciekawe?:)

19 listopada 2013

Świąteczne rozdanie u Hedvigis

Witam serdecznie, przybywam do Was ze skromnym rozdaniem kosmetyków o przepięknej świątecznej szacie graficznej z Avonu. 


banner do pobrania

Do wygrania: 

1) Płyn do kąpieli Biała Lilia
2) Rodzinny krem do twarzy, rąk i ciała
3) Balsam do ciała z gliceryną i oliwą z oliwek
4) Odżywczy krem do rąk

Regulamin: 
1) Organizatorem i sponsorem nagród jest autorka bloga Hedvigis o kosmetykach 
2) Przedmiotem rozdania są tylko nowe kosmetyki, które mają długą datę przydatności 
3) W rozdaniu wygrywa tylko jedna osoba 
4) Z osobą, która wygra skontaktuję się drogą mailową
5) Rozdanie trwa od 19.11. do 10.12.2013 włącznie  (do północy), zgłoszenia po tej dacie nie zostaną uwzględnione
6) Wyniki rozdania podam do 15.12.2013 r. 
7) Na maila od osoby, która wygrała z adresem, na który mam wysłać przesyłkę czekam 3 dni, w razie jego braku wybiorę inną osobę spośród tych, które wzięły udział w rozdaniu 
8) Nagrody zostaną wysłane na mój koszt w ciągu 5 dni roboczych od otrzymania adresu 
9) Nagrody mogą zostać wysłane tylko na terenie Polski 
10) Do rozdania nie stosuje się przepisów ustawy z dnia 29 lipca 1992 r. o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. z 2004 Nr 4 poz. 27 z późniejszymi zmianami) 
11) W rozdaniu mogą wziąć udział jedynie osoby pełnoletnie
Warunki konieczne by wziąć udział w rozdaniu:
1) być publicznym obserwatorem mojego bloga (1 los)
2) zgłosić chęć wzięcia udziału w rozdaniu w komentarzu wg podanego poniżej wzoru zgłoszenia
Warunek dodatkowy
1) dodanie paska bocznego u siebie na blogu (+ 1 los)
Wzór zgłoszenia: 
Obserwuję jako: 
E-mail:
Pasek boczny: NIE/ TAK: adres bloga 
 

18 listopada 2013

Sensique puder matujący nr 01, czyli idealny puder dla bardzo jasnej karnacji

Dziś postanowiłam napisać post o Matt Finish Powder z Sensique o numerze 01, ponieważ widuję dość często na wizażu pytania o bardzo jasny puder. Jak na razie poza transparentnymi i rozświetlającymi to jest jedyny, który nie robi mi pomarańczki na twarzy, a zdarzało mi się to wiele razy, także mam nadzieję, że komuś tym postem pomogę w znalezieniu pudru w odpowiednim dla siebie kolorze, a może przy okazji polecę innym dobry puder matujący ;)


Używałam go regularnie przez 3 miesiące, od czerwca do końca września. Musiałam przestać go używać właśnie wtedy, bo zauważyłam, że moja skóra robi się co raz bardziej sucha, a on niestety mnie trochę zaczął wysuszać wówczas, a poza tym tak duży mat nie był mi już potrzebny i przeszłam na pudry rozświetlające ;)


Kupiłam go w promocji w Naturze za 3,99 zł, a jego cena regularna to 7,99. Przy sztucznym świetle w drogerii nie umiałam do końca ocenić odcienia, ale wyszłam z założenia, że przy takiej cenie to nie jest żadne ryzyko, ale opłaciło się i nie żałuję ;) 

Podchodziłam do niego bardzo sceptycznie, po pierwsze po jego otworzeniu uderzył mnie mocno perfumeryjny zapach... Oczywiście się obawiałam o to jak mi się go będzie używało, bo nie wyobrażałam sobie biegać z tym zapachem cały dzień, ale się okazało niepotrzebnie, bo po dwóch aplikacjach przestałam go całkowicie wyczuwać.



Opakowanie ma wygodne, otwiera się bez problemu, napisy się nie pościerały.

Nie byłam wciąż przekonana co do tego, że puder o takiej cenie może być dobry, ale jak się okazało pozytywnie się rozczarowałam;) Matował moją skórę na cały dzień, nie są wymagane przy tym jakiekolwiek poprawki. Skóra po jego nałożeniu wygląda bardzo zdrowo, nie jest to taki płaski mat i na dodatek nie odcina się od podkładu i u mnie jest prawie niewidoczny. Skóra po nim jest gładka, w miesiącach, w którym go używałam nie ściągał mi skóry i wówczas też jej nie wysuszał. Moja skóra niestety ma tendencję do zapychania, a przy jego używaniu nic takiego nie miało miejsca ;) Jeśli chodzi o wydajność to myślę, że spokojnie starczyłby mi na 2 kolejne miesiące.


Używam aktualnie podkładu True Match N1, kiedyś używałam Revlona Colorstay c/o Ivory, a z Photoready Vanillę nr 02, to tak w kwestii porównania do siebie ;)


Na KWC jest trochę negatywnych opinii o nim, ja jestem z niego naprawdę zadowolona, bo ciężko znaleźć jasny i naprawdę dobry puder. Dzięki niemu odzyskałam zaufanie do pudru jako kosmetyku, bo wcześniej unikałam ich jak ognia- wszystkie były za ciemne, na dodatek tworzyły nieestetyczną pomarańczową maskę na twarzy, pomimo, że w opakowaniu wydawały się jasne. Nakładałam go pędzlem kabuki.


Od dziś w sklepach stacjonarnych Yves Rocher pojawiły się kosmetyki z limitowanej czekoladowej kolekcji ;)


Do wyboru mamy pomarańczę, malinę i pistację w czekoladzie.

Skusiłam się tylko na mleczko do ciała Czekolada&Malina, niezmiernie żałuję, że nie ma dostępnego w wersji pomarańczowej :( Dzięki testerom mogłam sobie powąchać wersję z pistacją, ale to całkowicie nie mój klimat i nie przypadł mi do gustu ;)
Ostatnio trenuję silną wolę i udało mi się nie złamać i nie kupić żeli w wersji pomarańczowej i malinowej, akurat w tym względzie mam nieracjonalnie duże zapasy ;)


Dostałam na początku listopada do domu ulotkę na moje imię i nazwisko, która uprawniała mnie do otrzymania 5 dodatkowych pieczątek przy zakupie 2 produktów (dlatego dokupiłam odżywkę owsianą), a przy zakupie za bodajże minimum 5,90 dostawało się takiego miśka ;) Szkoda tylko, że te elementy srebrne są aż tak świecące, a nie bardziej matowe, ale słodziak z niego, prawda?:)
Mleczko- 19,90, zaś odżywka kosztowała 11,90.

Jeśli chcecie pooglądąć tę kolekcję w całości odsyłam Was do tego linku ;)

16 listopada 2013

AA: B.B. Multifunkcyjny balsam do ciała 10 w 1- natychmiastowa ulga

Całkiem niedawno recenzowałam balsam Soraya Milkberry, który mocno wysuszył mi skórę, więc otwierając szufladę ze swoimi zapasami musiałam wybrać jakiś nawilżacz, który pomoże wrócić do równowagi mojej skórze. Wybór padł właśnie na balsam ze względu na natychmiastową ulgę, która akurat w moim przypadku była bardzo pożądana. I właśnie przy okazji tamtego postu wspominałam Wam o nim;)


Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób będzie śmieszne zapewnienie producenta, bo jak to balsam 10 w 1? Ja w sumie kupując go nie zwracałam na to kompletnie uwagi, po prostu bardzo lubię balsamy AA i ich wyjątkowe zapachy ;)

Opakowanie jest wykonane z dość twardego plastiku, ale bezproblemowo aplikowało się z niego balsam, praktycznie do samego końca, nie było potrzeby stawiania go na otwarciu, nie czekam się aż spłynie po ściankach całe wieki ;)

Zapach jest po prostu przepiękny ;) Niby jest dość słodki, a czuć w nim dość kwaśne nuty- tak właśnie wyobrażałam sobie zapach żurawiny w kosmetykach i nie zawiodłam się ;)

Działanie, czyli coś co jest jego kolejnym plusem. Już po mniej więcej 4 aplikacjach tego balsamu poczułam, że moja skóra w końcu nie jest przesuszona, a była w naprawdę opłakanym stanie. Obietnica o natychmiastowej uldze została jak najbardziej spełniona ;) Później było już tylko lepiej, mogę powiedzieć, że świetnie nawilża, ale nie kosztem tłustej i ciężkiej konsystencji, bo nie zostawia tłustego filmu i błyskawicznie się wchłania. Stosuję go codziennie wieczorem i dla mnie jest to wystarczające, nie muszę go dodatkowo używać rano. Jeśli na przykład zapomnę go użyć jednego dnia, kolejnego moja skóra nie jest mimo to sucha, także mogę napisać, że jego działanie jest długotrwałe.

Wracając do efektów 10 w 1:

Z opatrunkiem na podrażnienia się zgadzam, również z: zapobieganiem przesuszeniu, regeneracją, miękkością, łagodzeniem podrażnień, siłą faktu nie mogę się odnieść do chronienia przed wpływem czynników zewnętrznych i jej odpornością i wpływem wolnych rodników

Skład:

Zawiera glicerynę, masło shea, ekstrakt z owoców żurawiny, alantoinę, olej sojowy, olej z nasion ogórecznika, olej palmowy, a zapach jest na ostatnim miejscu.

Na pewno mogę go polecić osobom, które nie unikają w mazidłach do ciała parafiny ;)

400 ml jest dostępne w cenie regularnej ok. 17, ale często są na niego promocje w granicach 12-13 zł ;)

14 listopada 2013

Zmywcz w płatkach Ferity Style Pen- jagoda i pomarańcza

Lubię testować różne zmywacze, co chyba idzie w parze z lakieromaniactwem;) Podczas jednej z gazetek urodowych Biedronki nabyłam dwa te zmywacze, każdy w cenie 3,99 za 32 płatki. Dostępne są one również w Hebe, ale już w wyżej cenie.


Każdy z tych zmywaczy był początkowo opakowany w folię, co moim zdaniem jest bardzo rozsądne, bo wiadomo, że nikt nie majstrował przy nich i nie straci swoich właściwości zmywających. 

Obie wersje płatków są cieniutkie, początkowo podczas zmywania nie są mocno nasączone, dopiero z czasem stają się takie co raz bardziej. Konieczne jest bym opisała każdy z nich osobno, bo jagoda i pomarańcza w mojej ocenie trochę się różnią.


Jako pierwsze zaczęłam używać jagodowe, muszę przyznać, że tym co je skreśliło od razu to mocny, sztuczny i okropnie duszący zapach... Nie przypomina mi w ogóle jagody. Są one też zdecydowanie bardziej tłuste aniżeli te pomarańczowe, ręce są po prostu po ich użyciu całe pokryte tą tłustą substancją, co powoduje, że etap zmywania paznokci dosłownie odciągam w czasie przez cały dzień... Dodatkowo ten zapach utrzymuje się jeszcze po zmywaniu długo na dłoniach, nawet pomimo ich długiego mycia.

Pomarańczowe o wiele bardziej mi przypadły do gustu ;) Zapach jest ładny, czuję w nich tylko pomarańczę, choć nie jakąś wybitnie ładną, bardziej przypomina mi zapach płynu do mycia naczyń, ale jak na zmywacz pachnie bardzo ładnie. Nie są tak tłuste jak jagodowe i ich używanie jest dużo bardziej przyjemne ;) 


Na pewno plusem jest to, że nie zawierają acetonu oraz, że nie ma opcji by wysuszyły paznokcie ;)

Jeśli chodzi o ilość płatków koniecznych do zmycia lakieru, to dobrą odpowiedzią jest- to zależy. Do bordowych zużywam 5 płatków, a do jaśniejszych  kolorów wystarczą mi 3 płatki.

Dostępne są jeszcze inne wersje: kokos, truskawka, cytryna i wanilia.

Miałyście je?;) 

12 listopada 2013

Pianka do higieny inymnej Facelle

Gdy pokazywałam moje wrześniowe zakupy wiele z Was było ciekawych tej pianki, trochę czasu zajęło mi by wyrobić sobie o niej opinię;)
 

Z opakowania jestem bardzo zadowolona, jest wygodne, posiada niezacinającą się pompkę, jedno naciśnięcie wystarczy. Pojemność ma standardową jak dla pianek, czyli 150 ml. 

Jest wydajniejsza niż pianka z Green Pharmacy, o której pisałam już tutaj, ale nie jest to różnica kolosalna, bo tamta wystarczyła mi na 1,5 miesiąca, a Facelle na 2 miesiące, przy stosowaniu 2 razy dziennie.



Zapach ma bardzo specyficzny, moim zdaniem za mocny jak na produkt do higieny intymnej, być może za bardzo się przyzwyczaiłam do takich pachnących bardzo delikatnie lub bezzapachowych, ale po prostu mi się nie podoba. Dodatkowo ciężko go do czegokolwiek porównać, bo nie jest ani kwiatowy, ani ziołowy... Płynu Facelle nie miałam, więc w tej kwestii nie umiem się do niego odnieść.

Działanie: po jego użyciu czuję się odświeżona, dobrze myje, ale... dokładnie jest jedno, ale które spowodowało, że poza niepolubieniem się z zapachem powoduje, że nie kupię go ponownie, w razie jakiekolwiek ranki czy podrażnienia to miejscu po jej użyciu piecze i to nie na zasadzie lekkiego szczypania, a takiego konkretnego pieczenia przez dłuższy czas. Włosów nią nie myłam, bo po jakimkolwiek kosmetyku z jego zawartością wypadają mi włosy, więc sobie odpuściłam ;)

Skład:


Jeśli chodzi o to czy bardziej opłaca się kupić piankę (150 ml) czy płyn Facelle (300 ml) wydaje mi się, że warto kierować się bardziej wydajnością aniżeli pojemnością ;) Płyny o tej pojemności przeważnie starczają mi na ok. 2,5 miesiąca, więc wydajność jest podobna ;)

Cena regularna: 4,99/ dostępna tylko w Rossmannie

10 listopada 2013

Szmaragdowa zieleń od Wibo nr 176 i Matte top coat Lovely

Ubóstwiam kolor szmaragdowej zieleni zarówno w ubraniach jak i kosmetykach, chyba żaden kolor nie pasuje bardziej do naturalnych rudych włosów :) Dlatego też jak tylko zobaczyłam lakier Wibo z serii Extreme Nails nr 176 trafił do koszyka bez zastanowienia.


Jednakże idealny kolor okazał się współgrać ze mną zupełnie przeciwnie. Duże znaczenie ma to, że jest to obecna kolekcja jesienna, a ja miałam to szczęście, że zgarnęłam nieotwierany przez nikogo lakier, także muszę zrzucić to na karb jego pierwotnej konsystencji. A mam mu do zarzucenia to, że malowało się mi nim bardzo źle- był bardzo gęsty, nawet dwie cieniutkie warstwy go nie obroniły, bo po pomalowaniu nim paznokci zajęłam się czytaniem książki na 30 minut, wydawał się być idealnie suchy, więc położyłam się spać. Jednak rano zobaczyłam dramat na swoich paznokciach, masa odgniotków i nie dało się tego uratować, bo nie miałam czasu poświęcać mu czasu na ponowne malowanie. Wróciłam do niego po jakimś czasie i miałam dokładnie taki sam rezultat, masa odgniotków. Na zdjęciach jest efekt świeżo po malowaniu, udało mi się uchwycić jak ładnie lśni ;)
Akurat miałam możliwość sprawdzić ile się utrzyma nawet z tymi odgniotkami, bo siedziałam wówczas w domu i wytrzymał niestety niecałe 3 dni.



Stwierdziłam, że jedynym sposobem na niego jest potraktowanie go Matte Top Coat z Lovely, bo przyspieszy to znacznie jego schnięcie. Tak też się stało, ale znacznie odebrało mu to urok, zobaczcie same: 


Jeśli chodzi o sam Matte Top Coat, zdecydowanie bardziej podobał mi się efekt jaki dawał taki top z Essence, który mi się już przeterminował, stracił swoje matujące właściwości i musiałam go wyrzucić, bo miałam go jakieś 3 lata. Essencowy mat był jakby bardziej intensywny i nie zmieniał kolorów w takim stopniu jak ten Lovely, który znacznie go niestety rozjaśnił.

Macie może jakiś sprawdzone topy, które uratowały by mi sytuację w związku z tym lakierem? ;)

8 listopada 2013

Zamówienie z ZSK i paczka z Fitomed

Witam, dziś nie miałam motywacji kompletnie do niczego, toteż post pojawia się tak późno ;) To chyba taka reakcja na tydzień pełen wrażeń, akurat podczas niego dowiedziałam się, że otrzymałam stypendium rektora. Kiedyś pisałam Wam, że zastanawiam się czy moja średnia 4,6 wystarczy, okazało się, że tak, z czego bardzo się cieszę ;) Aczkolwiek nie przełoży się to na większą ilość kosmetycznych nabytków, ponieważ postanowiłam odłożyć te pieniądze ;))

Dziś przyszło moje długo planowane i wyczekiwane zamówienie ze strony Zrób Sobie Krem, oczywiście mój aparat jak zwykle zawiódł gdy chodzi o fotografowanie wielu kosmetyków:(


1) Olej z żurawiny 
2) Mleczko pszczele 
3) Aloes stężony 10x 
4) Kofeina kosmetyczna 
5) Olej z nasion truskawki
6) Olej z nasion czarnej porzeczki 
7) Olej z pestek arbuza
8) Kwas hialuronowy 1% 
9) kolejny aloes stężony 10x
10) Gliceryna kosmetyczna 
11) Łyżeczki
12) na zdjęciu zabrakło z roztrzepania mocznika ;)



Otrzymałam też w ramach współpracy od Fitomed dwa kosmetyki, czyli płyn różany do twarzy i białą glinkę ;) Paczka przyszła wczoraj i zaczęłam już testy ;)

6 listopada 2013

Soraya Piękne Ciało: balsam Milkberry- bubel roku!

Witam, dziś kilka słów o balsamie Soraya Piękne ciało w wersji malinowej. Nie mogłam się doczekać aż zacznę go używać, głównie dzięki myśli o tym cudownym zapachu miałam motywację do zdenkowania dwóch balsamów, ale jeszcze nigdy nie rozczarowałam się żadnym balsamem pod względem działania jak tym, bo biorąc pod uwagę zapach niestety się zdarzało.



Zapach nie jest tak urzekający jak w przypadku balsamu AA z masłem malinowym, jednak nadal jest fantastycznie owocowy, wyraźnie czuję w nim i malinę i nutę truskawki, obłędny ;) 

Opakowanie według mnie bardziej pasuje do nastolatek, zwłaszcza to otwarcie wzorowane na diament na to wskazuje, ale niemniej jest urocze i radosne ;) 

 
Działanie. Producent pisze o działaniu 3 w 1, czyli odżywieniu, nawilżeniu i regeneracji... U mnie było w 100 % na odwrót. Zaczęłam go używać w momencie, w którym było jeszcze ciepło, więc element regeneracji skóry nie wchodził w grę. Po pierwszym użyciu wydawało mi się, że przypadnie mi do gustu, bo ma dość lekką konsystencję, szybko się wchłonął i na dodatek długo czułam jego zapach na skórze. Co prawda jak się obudziłam rano już odczuwałam potrzebę posmarowania się ponownie, co rzadko mi się zdarza, chyba, że w zimą przy naprawdę srogich mrozach, ale to nie zapaliło jeszcze czerwonej lampki w mojej głowie. I tak się nim smarowałam po kilku dniach zaczęło się swędzenie i przesuszenie skóry do tego stopnia, że jak szłam ulicą to miałam ochotę ściągnąć spodnie na środku chodnika i pójść do samochodu w samej bieliźnie, nie mogłam wytrzymać po prostu tego ściągnięcia i suchości skóry. Stwierdziłam, że dłużej nie mogę się nim smarować, bo oszaleję... Zaczęłam używać balsamu z AA i stopniowo po mniej więcej tygodniu moja skóra stała się ładnie nawilżona i bezproblemowa jak dawniej ;-)) Niedługo napiszę o tym balsamie, bo go kocham całym sercem i jestem mu wdzięczna za uratowanie mojej skóry ;-)

Skład: 




Muszę przyznać, że zdarza mi się to pierwszy raz, zawsze borykałam się jedynie ze suchą skórą na twarzy czy na skalpie po jakiejś wcierce, ale na ciele nie mam z nią problemów. 

Jak oglądam sobie posty z relacjami ze spotkań blogerskich to widzę, że dużo z Was dostaje te balsamy, ciekawa jestem waszych opinii na ich temat i tym samym życzę by nikogo nie spotkało to co mnie ze strony tego balsamu ;-)

Tutaj bardzo podobna do mojej recenzja Kaś o jego brzoskwiniowym bracie.