Za niecały tydzień przywitamy wiosnę zatem najwyższy czas opisać limitkę zimowych żeli pod prysznic z Balea. Kiedy pokazywałam Wam post zakupowy z tymi żelami wiele osób pisało, że te zapachy nie mają wiele wspólnego z zapachami stricte zimowymi i to prawda :)
Jeden z nich bardzo przypadł mi do gustu, a drugi wręcz przeciwnie- który jest który?:)
Opakowania o pojemności 300 ml, plastikowe otwarcie na klik, które otwiera się mokrymi dłońmi bez obawy o połamanie paznokci.
Szata graficzna rewelacyjna i mnie w sklepie przyciągnęłaby na 100 % :) Acz te żele zamówiłam przez internet.
Frozen Breeze w założeniu miał być malinowo-fiołkowy. Nie wyczuwam w nim maliny, zaś zapach fiołka tak. Określiłabym go jako zmysłowy, wyrazisty i bardzo kobiecy. W zasadzie jego opis mogłabym skończyć na napisaniu zmysłowy to określenie jest trafne w 100 %.
Frost Flower to dla mnie taki mały koszmarek pod względem zapachu, przenosi mnie do dzieciństwa. Początek lat 90, w sklepach na półkach z produktami do kąpieli zawsze był obecny płyn o zapachu leśnym, wybór mocno ograniczony. I tak właśnie pachnie ten żel- zapachem leśnym... Zachęcający obrazek maliny i marakui spowodował, że miałam mega oczekiwania- spodziewałam się owocowej eksplozji. Nawet miałam zamówić od razu dwie sztuki- szczęśliwie się na to nie zdecydowałam.
Oba nie utrzymują się na skórze, w jednym przypadku na nieszczęście, a w drugim szczęśliwie! :)
Działanie: niezmiennie jak w przypadku innych żeli. Bardzo dobrze oczyszczają, nie wysuszają skóry, nie uczulają, ale i tak każdy wie, że w ich przypadku cudowne zapachy są najważniejsze :)) Są wydajne i mają bardzo fajną konsystencję- średniogęstą, nie są zbyt wodniste i nie przelewają się przez palce, czego akurat nie lubię.
Skład Frozen Breeze:
Skład Frost Flower:
Żele te nadal uwielbiam, niemniej na ten zielony więcej się nie skuszę. Sama go nie polecam i nie odradzam, bo każdy ma inny gust i może a nóż okaże się waszym ulubionym zapachem :)
Ale mają kolorki :) tych dwóch gagatków akurat nigdy nie miałam.
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńU mnie zapach utrzymuje się na skórze, na nieszczęście bo teraz używam zielonego. Fioletowy miał naprawdę bardzo przyjemny zapach:)
OdpowiedzUsuńTo widzę, że masz takie samo zdanie jak ja :)
UsuńMuszę w końcu skusić się na jakiś żel Balea :)
OdpowiedzUsuńOj zapachu leśnego nie lubię;)
OdpowiedzUsuńTo tak jak i ja właśnie:D
UsuńTej dwójki nie miałam okazji wąchać, ale ostatnio zrobiłam sobie małe zapasy żeli Balea. Uwielbiam je za niskie ceny, ładne zapachy i optymistyczne grafiki.
OdpowiedzUsuńWłaśnie moje małe zapasy tych żeli się uszczupliły i też najchętniej tonę nowych bym kupiła :)
UsuńJakie fajne kolorki ;]
OdpowiedzUsuńMiałam oba i niestety frost flower nie polubiłam. Średni zapach a i kolor dla mnie był nieciekawy :/
OdpowiedzUsuńTo widzę, że jesteś kolejną osobą, która ma takie samo zdanie jak ja :)
Usuńzdecydowanie bardziej spodobałby mi się Frozen Breeze . u mnie tej nadchodzącej wiosny nie widać i nie czuć niestety, jest strasznie zimno
OdpowiedzUsuńU mnie już też nie, bo spadł śnieg dziś u mnie :)) A wczoraj było tak słonecznie! :)
Usuńbardzo lubię żele od Balea, nie miałam okazji używać tej limitki niestety, ale wiele innych przede mną :)
OdpowiedzUsuńFrozen Breeze jest cudowny :)
OdpowiedzUsuńMi też się bardzo spodobał :)
UsuńA ja chętnie poznam wersję zieloną i ją ocenię:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam żele z krainy lodu.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że jeden z nich to jakiś różany zapach i odrazu mnie odrzuciło... Ostatnio bardzo mnie drażni :/ Ale skoro nie ma nic wspólnego z róża to chętnie bym wypróbowała
OdpowiedzUsuńJa właśnie kocham różę, ale ten kompletnie nic z nią wspólnego nie ma :)
UsuńAle mam chrapkę na te żele, niestety nigdzie nie mogę ich znaleźć :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej lubię kosmetyki Balea. Chyba jeszcze nie trafiłam od nich na takie, które by mi nie podpasowały. Tych żeli jeszcze nie miałam, ale z chęcią bym je przytuliła do swoich zbiorów ;) Pozdrowionka cieplutkie :)
OdpowiedzUsuńJa trafiłam z kolei :) Np. na żele peelingujące, które źle wspominam :)
UsuńMam oba ale czekają w zapasach :) Aczkolwiek po wąchaniu oba mi się podobają zapachowo, ten zielony kojarzy mi się z takim morskim zapachem raczej, ale faktycznie z różą nie ma nic wspólnego :)
OdpowiedzUsuńJa obecnie zamiast zwykłego żelu pod prysznic to używam płynu do higieny intymnej na całe ciało :)
OdpowiedzUsuńmusze je kiedyś wyprobować :)
OdpowiedzUsuńw życiu bym się nie spodziewała że marakuja będzie leśna :D
OdpowiedzUsuńMam Frost Flowers i faktycznie, delikatnie leśny, jednak ja tam czuję również różę :D
OdpowiedzUsuńJa ani trochę :) Kocham zapach róż i nie wyczuwam go tam, choćbym nie wiem jak chciała :)
UsuńJestem ciekawa jak pachną, póki co miałam tylko jeden żel z Balea Mango Mambo :)
OdpowiedzUsuńZa leśnym też średnio przepadam, fiołkowy mnie ciekawi :D
OdpowiedzUsuńleśny :d nie wiem czy bym sie skusiła, pewnie miałabym wrażenie że pachnę sprayem do toalet ;D
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym wypróbowała te żele :-)
OdpowiedzUsuńZawsze omijałam produkty o leśnym zapachu, więc pewnie również nie przypadłaby mi do gustu ta wersja.
OdpowiedzUsuńBalea i tak zawsze mnie kusi, bo nie mam dostępu do jej kosmetyków :)
OdpowiedzUsuńJa też nie, kupuję w internecie :)
UsuńSzkoda, że nie mam do nich dostępu :(
OdpowiedzUsuńJa też nie, kupuję w internecie :)
UsuńFiołkowy musi być zachwycający. Uwielbiam zapach fiołków, chociaż w kosmetykach trudno trafić dobrze podany ich zapach.
OdpowiedzUsuńZielony pewnie też nie przypadłby mi za bardzo do gustu :)
OdpowiedzUsuń