Witajcie, dzisiaj recenzja mojego odkrycia z przełomu roku 2014 i 2015, czyli serum z witaminą C z Biochemii Urody. Wybrałam wersję oryginalną dla cery suchej i naczynkowej, druga opcja to lekka dla mieszanej i tłustej. Dokupiłam także kompleks silikonowo-malinowy- wiem, że dużo osób się go obawia z uwagi, że może zapchać, ale w moim przypadku nic takiego się nie działo.
Nie będę przedstawiać Wam całej procedury jak mieszać, ponieważ pełne informacje można znaleźć bezpośrednio na Biochemii Urody-
KLIK oraz na wielu innych blogach stąd też nie chcę się powielać.
Z takich technicznych uwag powiem, że zmieszałam tylko te składniki, które dostałam w zestawie plus 5 kropel kompleksu silikonowo-malinowego, nie dodawałam alkoholu 95 %, ponieważ okazało się, że nawet go nie miałam w domu. Sam alkohol służy do zmniejszenia lepkości serum oraz do tego by poprawić penetrację składników w głąb skóry. Wcześniej nie miałam do czynienia z samodzielnym robieniem kosmetyków, to było moje pierwsze doświadczenie w tym zakresie, więc śmiało mogę powiedzieć, że trzymając się instrukcji każdy sobie poradzi z jego zrobieniem :)
Serum ma trwałość 4 miesiące, serum zrobiłam 6 października, więc na etykietkach oznaczyłam sobie jego trwałość do 6 lutego. Nie zdążyłam go całkowicie w tym czasie zużyć, ponieważ robiłam sobie przerwy pomiędzy jego stosowaniem, a dlaczego to wyjaśnię później.
Buteleczki, które są nam potrzebne są dwie- pierwsza plastikowa służy nam do zmieszania wszystkich składników i trzymamy ją potem w lodówce. Nie posiada żadnej pipetki. Druga mniejsza- szklana buteleczka zostaje nam po glikolu, posiada ona pipetkę i w niej przechowujemy poza lodówką porcję na najbliższe dni. Proces przelewania z tej lodówkowej porcji do tej szklanej na początku jest prosty, bo pipetką wyciągniemy płyn, potem trzeba się trochę namęczyć z przechylaniem tej butelki by wydobyć serum.

Działanie: i tutaj mogę zacząć pisać pieśni pochwalne mimo, że początki nie były takie kolorowe :) Ja nigdy się nie zniechęcam, więc tym bardziej to serum wymagało ode mnie cierpliwości by potem zobaczyć efekty, które mogę określić mianem wow! :) Pierwsze aplikacje były specyficzne, ponieważ nakładając serum na twarz zaczynała ona mnie szczypać na tyle mocno, że myślałam, że pocieram ją sobie rozbitymi kawałkami szkła i trę do oporu. Takie szczypanie trwało góra minutę, także było to do wytrzymania. Skóra niemniej jednak nie była później zaczerwieniona ani podrażniona. Na efekty nie musiałam wybitnie długo czekać, ponieważ zauważyłam dość szybko, że jest gładka i miękka, wygląda na bardzo wypoczętą i zrobiła się jaśniejsza. Lekkie przebarwienia, które były pamiątką po wypryskach sprzed kilku lat również wyglądały na dużo jaśniejsze. Używałam go na noc- czasem solo czasem pod krem i za każdym razem byłam zadowolona z efektu.
Niemniej jednak stwierdziłam, że po około 3 tygodniach trzeba zrobić 1 tydzień przerwy, bo te efekty nie były tak spektakularne i miałam poczucie jakbym wcierała sobie po prostu wodę w twarz. Gdy odczekałam i wracałam do niego znów widziałam jego świetne działanie.
Serum też mimo obecności kompleksu silikonowo-malinowego nie zapchało mnie- wręcz gdy pojawiło się jakieś podrażnienie czy ranka dużo szybciej się goiły dzięki temu serum.
Wracając jeszcze do takich aspektów jak zapach: to mi ogromnie się on podoba :) Wiem, że wielu osobom może się wydawać taki typowo apteczny i paskudny, ale ja się od niego uzależniłam :)
Zawsze kremu pod oczy czy na twarzy używam siedząc już w łóżku, więc tak samo było z tym serum :) Jego konsystencja jest niestety wodnista. Niestety buteleczka raz czy dwa mi się przewróciła i miałam żółte plamy na pościeli... Ale spokojnie wszystko dopiera się w 100 % :) Serum też używałam na szyję i dekolt, więc na pidżamie miałam żółte plamy, ale też się sprały bez najmniejszego problemu.
A tak wygląda zestaw, który otrzymujemy:)
Podsumowując: serum zamówię na pewno jeszcze nie raz i będę stosować swój patent z robieniem krótkich przerw.
Cena
samego serum jest tez bajkowa wręcz, bo kosztuje tylko 26 zł... Podczas
gdy Flavo C marki Auriga, które możemy kupić w aptece kosztuje aż ponad 100 zł za 15 ml.
Uffff, ale się rozpisałam :) Znacie to serum albo jakieś inne z Biochemii Urody?:)