Niecały rok temu kupiłam 3 produkty marki Apis, bo od jakiegoś czasu interesowała mnie ta marka. Dwa poprzednie już opisałam, tj. szampon (klik), który nie wyróżnił się niczym szczególnym oprócz fatalnego zapachu i odżywka nawilżająca, która była mocno przeciętna (klik). A jak spisał się trzeci produkt?
Unikatowy preparat wykorzystuje doskonałe właściwości czarnego błota z Morza Martwego, która intensywnie regeneruje od wewnątrz strukturę włókna włosów. Kompozycja ekstraktów z alg morskich, awokado, aloesu żeń-szenia, aminokwasów i protein jedwabiu silnie nawilża, odżywia, zmiękcza oraz zapobiega rozdwajaniu końcówek. Włosy są wygładzone o jedwabistym połysku i zdrowym wyglądzie. Wskazania: włosy suche, zniszczone i łamliwe.
Zapach jest dość mdły i intensywny, utrzymuje się na włosach. Nie przypomina mi niczego konkretnego. Nie przypadł do gustu niestety.
Opakowanie odkręca się wygodnie, można wydobyć maskę do samego końca. Z tego względu jest to moja ulubiona forma opakowania.
Działanie. Zacznę od tego, że pierwszy raz miałam do czynienia z tak dziwną konsystencją. Jeszcze tak wodnistej maski nie miałam nigdy. Nie da się jej nabrać na dłoń, bo ucieka przez palce na brodzik prysznica. Mój pierwszy kontakt z nią był taki, że więcej mi spłynęło z dłoni niż trafiło na włosy. Myślałam, że skoro jest to maska błotna to mogę też oczekiwać tego, że będzie gęsta. Właśnie takie było moje wyobrażenie o niej. Rozczarowałam się okrutnie. Kolejna sprawa to to, że nakładając ją ona pieni się na włosach. Kolejne zdziwienie, bo nie spotkałam pieniącej się maski. W pewnym momencie myślałam, że jest przeterminowana, ale jej ważność to lipiec 2017 r. czyli masa czasu. Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiały produkt.
Producent obiecuje bardzo wiele, ale z tych obietnic nie zostało spełnione nic. Maska w ogóle nie nawilża, nie mówiąc już o tym, że miałaby to robić silnie. Nie wygładza, nie daje żadnego połysku. Bez względu na to czy trzymałam ją 40 min, 25 min czy 15 min efekt był zawsze taki sam, czyli żaden (no poza utrzymującym się zapachem na włosach, ale przecież nie o to nam chodzi).
Mimo dość ciekawego składu maska okazała się kompletnym bublem. Miałyście ją?:)
Uuu, nie miałam i nie kupię... Szkoda :(
OdpowiedzUsuńNie miałam i będę omijać szerokim łukiem :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie dała żadnych efektów.
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam z nią styczności ale widzę że nie ma czego żałować :/
OdpowiedzUsuńCzyli jeden wielki bubel. Jejku, jak nie nie znoszę takich produktów, które w ogóle nie działają. Tragedia! Dobrze, że przed nią przestrzegasz. Nie natnę się. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńJaki bubel! Na pewno nie kupię! Nie dość, że śmierdzi to i nie działa...
OdpowiedzUsuńO kurcze ! Też jak przeczytałam że będzie wpis o błotnej masce to pomyśląłam o gęstej konsystencji, a tutaj taka niespodzianka. Bez sensu ta maska skoro nie robi nic ;( bubel ! Będę omijać
OdpowiedzUsuńMiałam kilka produktów od Apis i niestety nie przypadły mi do gustu :(
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że myślałam o Apisie jak o dobrej marce z naprawdę niezłymi kosmetykami i moja przygoda była tylko wyjątkiem. A jednak nie :/
OdpowiedzUsuńnie spodobałaby mi się, pewnie moim włosom też nic dobrego by nie zrobiła .
OdpowiedzUsuńSzkoda że się nie spisała, myślałam że recenzja będzie inna
OdpowiedzUsuńDobrze, że dziś kupiłyśmy sobie sprawdzoną maskę a nie skusiłyśmy się na jakieś błotko :P
OdpowiedzUsuńMam, straszna jest! Bubel...
OdpowiedzUsuńOj słabiutko wypadła ;/
OdpowiedzUsuń