Jestem niezmiernie zadowolona, że dzisiaj ten tusz mogłam włożyć do kartonu ze zdenkowanymi kosmetykami i nie będę musiała się więcej z nim męczyć ;-)
Producent: "Spraw, aby Twoje spojrzenie było głębokie i intensywne – dzięki tuszowi
Volume Vertige rzęsy są widocznie grubsze i podkręcone na całej
długości. Poznaj specialną szczoteczka z dozownikiem tuszu, który
zatrzymuje konsystencję, aby maksymalnie pogrubić rzęsy już przy
pierwszej aplikacji, bez konieczności zanurzania szczoteczki we flakonie
przed każdym pociągnięciem rzęs. Kremowa konsystencja, zawierająca
żywicę elemi o właściwościach utrwalających, sprawia, że efekt
podkręcenia rzęs utrzymuje się aż do 12 godzin.
Działanie:
● Widocznie grubsze i podkręcone na całej długości rzęsy
● Efekt głębokiego i intensywnego spojrzenia
● Efekt głębokiego i intensywnego spojrzenia
● Szczoteczka z dozownikiem tuszu
● Kremowa konsystencja
● Trwałość aż do 12h
Składniki: Żywica elemi, naturalna żywica z drzewa pochodzącego z Filipin,
umożliwia podkręcenie rzęs i jednoczesne utrwalenie przez cały dzień,
bez wrażenia sztywnych rzęs."
Zaczęłam go używać w połowie października, akurat pojechał ze mną na wakacje. Początkowo byłam z niego zadowolona, bo był mokry, nie trzeba było wiele przy nim pracować żeby efekt był zadowalający, całkiem ładnie pogrubiał, ale nie zauważyłam nawet minimalnego podkręcenia rzęs. Nie osypywał się, nie kruszył i nie rozmazywał. Szczęście trwało całe 2 tygodnie. Jak na tusz, który otrzymujemy zapakowany w folię mając pewność, że nikt się do niego nie dobierał to czas jest rekordowo krótki, który w cenie regularnej kosztuje 65 zł. Potem mój poziom irytacji tym tuszem wzrastał z dnia na dzień, ponieważ już po 2 tygodniach konieczne było dodawanie duraline z Inglota. Gdybym nie miała tego kosmetyku mogłabym tym tuszem malować się maksymalnie 3 tygodnie. Tak więc dodawałam po 2-3 kroplach duraline do tuszu co kilka dni, a od zeszłego tygodnia nawet ono już nie pomagało- jeśli bym miała tak reanimować każdy tusz to nie zarobiłabym na niego. Tusz sklejał co raz bardziej i bardziej, aż wczoraj zrobił mi jedną wielką grudę na rzęsach i musiałam śpiesząc się rano do pracy zmyć cały makijaż... Co prawda jak już się przemienił w takiego mega sklejacza to na szczęście się w dalszym ciągu nie osypywał i nie robił pandy, ale to marne pocieszenie.
Moja opinia:
Zaczęłam go używać w połowie października, akurat pojechał ze mną na wakacje. Początkowo byłam z niego zadowolona, bo był mokry, nie trzeba było wiele przy nim pracować żeby efekt był zadowalający, całkiem ładnie pogrubiał, ale nie zauważyłam nawet minimalnego podkręcenia rzęs. Nie osypywał się, nie kruszył i nie rozmazywał. Szczęście trwało całe 2 tygodnie. Jak na tusz, który otrzymujemy zapakowany w folię mając pewność, że nikt się do niego nie dobierał to czas jest rekordowo krótki, który w cenie regularnej kosztuje 65 zł. Potem mój poziom irytacji tym tuszem wzrastał z dnia na dzień, ponieważ już po 2 tygodniach konieczne było dodawanie duraline z Inglota. Gdybym nie miała tego kosmetyku mogłabym tym tuszem malować się maksymalnie 3 tygodnie. Tak więc dodawałam po 2-3 kroplach duraline do tuszu co kilka dni, a od zeszłego tygodnia nawet ono już nie pomagało- jeśli bym miała tak reanimować każdy tusz to nie zarobiłabym na niego. Tusz sklejał co raz bardziej i bardziej, aż wczoraj zrobił mi jedną wielką grudę na rzęsach i musiałam śpiesząc się rano do pracy zmyć cały makijaż... Co prawda jak już się przemienił w takiego mega sklejacza to na szczęście się w dalszym ciągu nie osypywał i nie robił pandy, ale to marne pocieszenie.
Od strony technicznej to kształt tej silikonowej szczoteczki bardzo mi się spodobał- wyraźnie zwężona na środku, nieduża (chociaż ja lubię te duże to pod tym względem mi nie przeszkadzała) i precyzyjna, dzięki czemu nigdy nie uciapałam sobie powieki.
Jego plusem było to, że bardzo łatwo się zmywał- co prawda zawsze zostawały grudki na płatku- akurat z tym się jeszcze nie spotkałam, nigdy nie miałam kłopotu ze 100% jego zmyciem i nie znajdywałam resztek tuszu np. przy linii rzęs.
Miałam już kiedyś tusz z Yves Rocher, był to Sexy Pulp, o którym pisałam tutaj-
wpadł w moje ręce za 1 gr, gdy zakładałam kartę w tym sklepie, z kolei bohatera
dzisiejszej recenzji dostałam jako gratis do zakupów dokonanych w
sklepie internetowym. Niestety tusze tej marki są bardzo słabe co
potwierdził i ten egzemplarz.
Naprawdę marne efekty...
wiem, że podkład mi się zebrał w zmarszczce :(
Do kupienia tutaj.
Znacie, któryś z tuszy YR? Polubiłyście go?:)
Spodziewałam się po nim czegoś lepszego....
OdpowiedzUsuńJa niestety też, pozostaje mi się tylko cieszyć, że nie wydałam na niego 65 zł :(
UsuńNie wszystko złoto co się świeci :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że okazał się taki słaby... nie lubię tuszów, które sklejają rzęsy :/
OdpowiedzUsuńJa niestety też, zwłaszcza jeśli nie można się poratować w jakiś sposób i ich rozdzielić potem :(
UsuńJa z SP byłam zadowolona, ale innych nie miałam
OdpowiedzUsuńSexy Pulp jest na pewno lepszy niż ten, ale niestety mi nie przypadł za bardzo do gustu ;)
UsuńSzczoteczka mi się podoba. Szkoda, że tak słabo wypadł :(
OdpowiedzUsuńNiestety :( Ja wolę co prawda inne, ale ta przypadła mi do gustu ;)
Usuńja też wolę inne szczoteczki
UsuńSzkoda, że taki słabiaczek...
OdpowiedzUsuńRównież żałuję, bo zmęczył mnie sobą niewyobrażalnie :(
Usuńszczoteczka idealna dla mnie, bardzo lubię takie, ale efekty faktycznie bardzo średnio wypadają
OdpowiedzUsuńBardzo średnio to dobre określenie ;-)
UsuńSexy pulp u mnie się sprawdził. Ten z kolei- tak jak u Ciebie- jest totalną klapą- skleja, źle się zmywa. Dodatkowo ta szczoteczka jest jak dla mnie za miękka, wygina się na wszystkie strony. Maczam w nim inną czystą i tylko dzięki temu uda mi się go chociaż trochę poużywać. ;)
OdpowiedzUsuńU mnie w miarę dobrze się zmywał, akurat bardzo szybko się go pozbywałam- a próbowałam micelem z Garniera, Tołpy i dwufazówką do oczu z YR ;) Mi się szczoteczka w nim w sumie nie wyginała, jakoś dobrze mi się z nią pracowało;-)
UsuńMasakra jakas z tym tuszem. Za taka cenę powinien byc o niebo lepszy. Na pewno będę go omijać z daleka;-)
OdpowiedzUsuńAlbo powinni zmienić formułę albo cenę, innego wyjścia nie ma ;-)
UsuńNigdy nie miałam tuszy z YR i widzę, że nie miałam czego żałować...
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie masz czego żałować ;-)
UsuńJeśli chodzi o tusze YR to moim zdaniem jedynie Sexy Pulp jest godny uwagi ;) Reszta to w sumie dziwne stworzenia i potrafiły się rozmazywać, dawać mizerny efekt lub osypywać.
OdpowiedzUsuńSexy Pulp jak się przekonałam teraz, że w porównaniu do tego jest o niebo lepszy ;) Hahaha, dobrze to określiłaś dziwne stworzenia ;)
UsuńSzczoteczkę ma fajną, ale raczej się na niego nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńSzkoda że tak kiepsko się spisuje, mam w zapasach jeden tusz z yr i już się boję..
OdpowiedzUsuńSzkoda, że taki średni ..
OdpowiedzUsuńTusz moze beznadziejny, ale mnie się efekt dość podoba, rzadko mi się udaje taki uzyskać
OdpowiedzUsuńSłabo znam YR, ale pod kątem tuszy widzę, że nie mam czego żałować :D
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś Sexy Pulp YR i też się u mnie nie sprawdził
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś tusz z YR, który był świetny, ale niestety od dawna go już nie ma. Używałam też SP, ale był tragiczny ;/
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, pozostawia trochę do życzenia...
OdpowiedzUsuńja szukam dobrego tuszu, ale wszystko mnie zawodzi;/
OdpowiedzUsuńEfekt nie aż taki zły, gorzej że się zgrudkował :)
OdpowiedzUsuńDokładnie to samo miałam napisać :)
UsuńKiepsko, ze taki marny. Masz piekne, dlugie rzesy :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam styczności z tuszami tej firmy :) Zostanę przy Max factor :)
OdpowiedzUsuńTwoje rzęsy nie wyglądają źle pomalowane tym tuszem ale może i bez niego są takie długie :)
OdpowiedzUsuńjaaaakie długie rzęsyyyy :D
OdpowiedzUsuń